- Cześć przyjacielu. - wałach podszedł do mnie i zarżał radośnie. - Wybacz za moją nieobecność, ale mam ostatnio dużo problemów. - westchnąłem a ten trącił mnie nosem.
Uniosłem delikatnie kącik ust, dałem mu marchewkę a kiedy spokojnie ją sobie żuł, pocałowałem go w nos. Na spokojnie go oporządziłem, osiodłałem i wyprowadziłem na parkur. Zaczęliśmy od rozgrzewki, później zaczęliśmy skakać przez przeszkody.
- Max! - usłyszałem krzyk Matta, Siv lekko się spłoszył i bryknął, ale udało mi się utrzymać równowagę.
- Max co ty robisz? - spytał. - Po co ci te wyścigi? - wywróciłem oczami.
- Tak mi się wydaje, że to moja sprawa. - mruknąłem.
- Wiesz, że może ci się coś złego stać? Teraz rozjebałeś zbiornik, a jak następnym razem stanie się tak samo, tylko że tym razem auto ci wybuchnie.
- Zapewniam cię, że nikt nie będzie po mnie płakać. - zmrużyłem lekko oczy. - Poza tym, ja pierdziele, nie rozumiem was. Ty, przyjaciel od siedmiu boleści. Niby taki bliski, a odkąd mnie wywalili nie odezwałeś się do mnie ani słowem. - westchnąłem. - A ty... - przeniosłem wzrok na Rose. - Jasno kazałaś mi spierdalać i dać sobie spokój, bo masz przeze mnie MASĘ kłopotów. A teraz co? - pokręciłem głową. - Okazało się że jak się zaczyna pierdolić, każdy ma mnie głęboko i daleko, zostałem sam. - Matt chciał coś powiedzieć, jednak zamilkł. - No co? Może powiesz mi, że tak nie jest? - parsknąłem sztucznym śmiechem.
Sivan chyba wyczuł napięcie, ponieważ zarzucił łbem, robiąc kilka kroków na przód.
- Nawet własny tatuś powiedział, że przestaję zasługiwać na nazwisko Meyer, że się mnie wstydzi i że okropnie się na mnie zawiódł po tym, jak mnie wywalili. Nie dziwcie się, że teraz jestem jaki jestem i najlepiej... dajcie mi spokój... wszyscy. - czując że warga zaczyna mi drgać a po policzku spływa łza, zakończyłem rozmowę, delikatnie pogoniłem konia i odjechałem od nich. Otarłem wilgotny policzek dłonią i zacisnąłem zęby.
Rose?
Brak komentarzy
Prześlij komentarz