Aktualności

Wiosna
Zno­wu wios­na. Po uli­cach zaczną spa­cero­wać za­kocha­ne pa­ry, całować się, przy­tulać. Bez od­ro­biny współczu­cia dla całej reszty...
__________________

Nowości
23.04.2017 - Blog zostaje oficjalnie otwarty!
23.04.2017 - Witamy Alexandra i Juliett!
24/5.04.2017 - Witamy wszystkich nowych członków!
__________________

Aktualne pary
-
__________________

Spis osób
Kobiety - 4
Mężczyźni - 4
Razem - 8
__________________

Nieobecności
-

Chat

Archiwum

Statystyka

Od Alexandra

||
Westchnąłem cicho i wypuściłem dym z ust. Ares zaskomlał cicho; bardzo nie lubił, kiedy paliłem i wyraźnie dawał mi to do zrozumienia. Wyciągnąłem w jego kierunku dłoń, a ten przystawił do niej łeb. Delikatnie pogładziłem jego masywny łeb.
Rebecca znów się spóźniała. Ostatnimi czasy robiła to bardzo często. Pewnie miało to związek z jej pracą; dziennikarstwo, wbrew pozorom, to wcale nie taki łatwy zawód. Z czystym sumieniem mogę stwierdzić, że przynajmniej do niej pasuje. Ta mała diablica ma w sobie coś co sprawia, że ludzie automatycznie się jej zwierzają. I jest jeszcze wytrwała. W dodatku to typ osoby, który chce wiedzieć wszystko i to wszystko będzie wiedzieć. Zdziwiłbym się, gdyby jej nie przyjęli.
— Ares! — usłyszałem głośne wołanie rudowłosej. — Co tam, piesku!
Amstaff szybko ją rozpoznał. Pies zaszczekał kilka razy na powitanie, a kiedy Rebecca uklękła i zaczęła go głaskać, lizał jej twarz.
— Wybacz, że czekałeś, musiałam dokończyć artykuł — powiedziała że skruchą w głosie dziennikarka, siadając obok mnie.
Nigdy nie dziwiłem się, dlaczego w szkole wszyscy przezywali ją „Merida”. Do złudzenia przypominała właśnie tą bohaterkę; ta sama burza rudych, kręconych włosów, rumiane policzki, wesołe niebieskie oczy. Rebecce wcale to nie przeszkadzało, a wręcz przeciwnie – sama uwielbiała tak siebie nazywać.
— Przyzwyczaiłem się — mruknąłem, znów zaciągając się dymem. — Przypilnujesz Aresa?
Przyjaciółka zmarszczyła brwi. Wiem, że jej się to nie spodobało, w końcu przyszła tu w innym celu, ale do szpitala psów nie wpuszczali. A ja koniecznie musiałem się zobaczyć z tym mężczyzną.
— Obiecałeś, że mi opowiesz o tym pożarze — powiedziała z nutką zawiedzenia w głosie. Wyrzuciłem papierosa do kosza obok.
— I opowiem. Ale najpierw muszę się upewnić, że nie stało mu się nic poważnego.
Ostatecznie kiwnęła głową. Poklepałem towarzysza po głowie i ruszyłem w stronę budynku. Doskonale wiedziałem, w jakiej sali przebywa niejaki Tony Mikealson, ale i tak musiałem spytać się recepcjonistki, czy mogę go odwiedzić. Trochę nakłamałem, żeby się zgodziła. Ani trochę się nie znaliśmy.
Po prostu przechodziłem wczoraj późnym wieczorem obok jego domu; zwyczajnie wracałem że spaceru z Aresem. Tamtego wieczora wybuchł jakiś pożar, z tego co wiem, to miał swój początek w kuchni. Ogień dość szybko się rozprzestrzenił, sąsiedzi obudzeni, straż wezwana, nie było jedynie pana domu. Co miałem zrobić? Jak usłyszałem, że nadal jest w domu, niewiele myślałem. Trochę sparzyłem lewą rękę, ale poza tym, obyło się bez większych szkód.
A dzisiaj przyszedłem tu tylko dlatego by dowiedzieć się, co z jego stanem zdrowia. Z tego co wiedziałem, dość poważnie się zatruł.
Drzwi do jego sali były otwarte, a mimo wszystko i tak zapukałem. Tony przeniósł wzrok na mnie i zaraz się uśmiechnął, czyli mnie pamięta. To dobrze. Nie miałem zielonego pojęcia, kim była młoda dziewczyna siedząca obok niego; wnioskując z podobieństwa pewnie córka.
— Dzień dobry — posłałem leżącemu mężczyźnie delikatny uśmiech. — Jak z pańskim zdrowiem?

Aria? ^^

Brak komentarzy

Prześlij komentarz