Aktualności

Wiosna
Zno­wu wios­na. Po uli­cach zaczną spa­cero­wać za­kocha­ne pa­ry, całować się, przy­tulać. Bez od­ro­biny współczu­cia dla całej reszty...
__________________

Nowości
23.04.2017 - Blog zostaje oficjalnie otwarty!
23.04.2017 - Witamy Alexandra i Juliett!
24/5.04.2017 - Witamy wszystkich nowych członków!
__________________

Aktualne pary
-
__________________

Spis osób
Kobiety - 4
Mężczyźni - 4
Razem - 8
__________________

Nieobecności
-

Chat

Archiwum

Statystyka

Od Castiela do Anastazji

||
Poprzedniego wieczoru jak zwykle siedziałem do późna, najpierw nad wierszem, a potem nad książkami. Pisałem nową książkę, a kiedy nachodziła mnie wena, musiałem pisać. Niezależnie od pory dnia, czy nocy, proza była dla mnie jedną z jeśli nie najważniejszą rzeczą. Proza pozwalała wyrazić co się czuje, przekazać to światu we własny sposób. W pisaniu jest bezkresna. Ograniczyć cię może tylko wyobraźnia i niechęć wyrażania uczuć. Lub zamknięcie przed nimi swojego serca. Ale, być może jest pewien paradoks - najczęściej właśnie do serc takich ludzi najłatwiej można dotrzeć pięknymi dźwiękami i słowami płynącymi z głębi nas. I właśnie za to, tak bardzo ją kocham. Niestety, na moje nieszczęście pisarska wena nachodzi mnie niemal zawsze późną porą. A kiedy przyjdzie, chcę ją jak najlepiej wykorzystać. Co wiąże się bezpośrednio ze spędzeniem wielu godzin nad papierem i zatraceniem poczucia czasu. Co z kolei skutkowało niedoborem snu... który jest chyba moim najgorszym wrogiem. Następnego poranka budzik z telefonu jak zwykle zakończył swój żywot na ziemi, a ja sam nie zdobyłem się na wydostanie spod ciepłej ostoi śpiwora i zmierzenia się z całym światem. Po kolejnych mijających minutach, z wymiaru marzeń sennych, w niezwykle brutalny i niegodziwy sposób wyrwał mnie mój przyjaciel... Dark i Diana domagali się swojego porannego spaceru ze mną, więc Dark szturchał mnie swoim nosem, a Diana lizała.
- No, już, już... - mruknąłem, kiedy w końcu udało mi się pozbyć napastnika, który teraz z miną triumfatora siedział na ziemi i wpatrywał się we mnie w niecierpliwością. Mój wzrok zaś padł na, leżący nadal na ziemi, telefon. W pierwszej chwili niespecjalnie mnie to przejęło... w następnej jednak wstałem gwałtownie z łóżka i pobiegłem do jeziora, po drodze dwukrotnie potykając się o Dianę. Niczym błyskawica ubrałem się i doprowadziłam swoje niesforne włosy do jako takiego stanu... Nie mając czasu na śniadanie, zacząłem ogarniać pokój, po czym ubrałem psy. W tempie co najmniej ekspresowym to zrobiłem i poszedłem z nimi na spacer., by wrócić do pokoju, zostawiłem ich rzeczy w kącie,a im kazałem pilnować pokoju.. Natomiast ja pobiegłem do restauracji, gdzie miałem się spotkać z siorą. Jeśli będę mieć szczęście może zdążę na czas... Czemu ja zawsze muszę zaspać? Czego bym nie zrobił, jak bardzo bym nie chciał się pozbyć tego przeklętego wręcz nawyku... nic to nie daje. Pogrążony w zamyśleniu, biegnąc przed siebie, nie zauważyłem stojącej tam postaci. Oczywiście w związku z powyższym, doszło do dość dynamicznego spotkania... z impetem wpadłem na ową osobę, odbijając się od niej, niczym piłka. Myślałem, że wyląduję na ziemi, i mentalnie przygotowałem się na ból tego miejsca, gdzie nasze plecy tracą swą szlachetną nazwę. Nic takiego jednak się nie stało, gdyż mi się udało zachować równowagę, o dziwo ! Zamiast tego, natychmiast delikatne złapałem za ramiona i pomogłem zachować równowagę drugiej osobie, na którą wpadłem. - Najmocniej przepraszam... nie zauważyłem... - zacząłem się szybko tłumaczyć, unosząc równocześnie głowę i patrząc na tego kogo wpadłem. Była to kobieta... a właściwie chyba dziewczyna, bo musiała być ode mnie nieco młodsza... miała jasną cerę i włosy, niemal jasny brąz, ale to chyba przez światło. Patrzyła na mnie... o dziwo nie ze złością, czy frustracją, a po prostu zaskoczeniem. Po chwili puściłem jej ramiona i wyglądała, jakby chciał coś powiedzieć, jednak ja, jak zwykle potrafiący"doskonale" reagować w takich sytuacjach, pochyliłem głowę i powiedziałam. - Nie zauważyłem cię. Bardzo, bardzo mi przykro i najmocniej przepraszam. - powtórzyłem, następnie wyminąłem ją, nie mogąc pozwolić sobie na luksus rozmowy z nieznajomą. Czekała mnie bowiem konfrontacja z moją siostrą, która na moje nieszczęście nie tolerowała zbytnio spóźnień albo się czuła nieswojo w obcym otoczeniu, a dopiero przyjechała.

***

Kiedy wybrzmiał ostatni tego dnia dźwięk koszmarnego oprowadzania Nerai odetchnąłem z ulgą. Spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem z parku jako jeden z ostatnich. Przechodziłem chodnikiem kiedy w oddali ujrzałem sylwetkę tego, na którego wpadłem rano. Najwyraźniej prawdą jest, że ludzie instynktownie wyczuwają na sobie czyjś wzrok, ponieważ podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. W pierwszym odruchu chciałem odwrócić się i pobiec w przeciwnym kierunku. Byłoby to jednak bardzo niegrzeczne z mojej strony. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie. Chciałem podejść, jednakże w tym momencie do kobiety  podszedł jakiś mężczyzna. Westchnąłem i ruszyłem do swojego pokoju. Po drodze wpadłem na pewien pomysł - cały czas obawiałem się, że może mieć mi za złe poranny... wypadek. Powinienem jeszcze raz ją przeprosić, ale tym razem zrobię to jak należy. Dam mu jakiś prezent... tylko co? Nie znam go, nie wiem co by sprawiło mu radość. Na takich rozmyślaniach minęła mi większa część popołudnia. W końcu znalazłem rozwiązanie. Uśmiechnąłem się do siebie. To powinno być w sam raz.

***

Późnym popołudniem, kiedy słońce powoli kierowało się w stronę horyzontu, barwiąc błękitne dotychczas niebo na odcienie pomarańczu, różu i fioletu. Szedłem ścieżką, poprzez jedną z części szkolnego ogrodu, rozglądając się uważnie, iż najwyższą ostrożnością niosąc w dłoniach małe pudełko. W środku znajdowały się upieczone przeze mnie ciasteczka. Liczyłem, że to odpowiedni sposób na przeprosiny, gdyż nie za bardzo wiedziałem jak to zrobić... O ile uda mi się je zrealizować, gdyż nigdzie nie widziałem tej brunetki. Kiedy już zaczynałem tracić nadzieję na to, że uda mi się ją znaleźć, zauważyłem ją, stojącą  pod jednym z drzew. Powoli, uważając na cenną paczuszkę, podszedłem do niej. Zauważyła mnie, gdy znalazłem się kilka metrów od niej. Spojrzała na mnie i tym razem, nie wydawała się zaskoczona, wręcz wyglądała jakby mnie pamiętała... chociaż trudno było nie zapamiętać kogoś, kto wpadł na ciebie z wielkim hukiem, na środku pustego chodnika. Uśmiechnąłem się delikatnie i stanąłem przed nią.
- Ja... Ja chciałem jeszcze raz cię przeprosić. Bardzo się spieszyłem i rano nie zrobiłem tego jak należy... I to wszystko było też moją winą, zamyśliłem się i nie patrzyłem dokąd biegnę... tak więc chciałbym żebyś przyjęła moje najszczersze przeprosiny... i ten drobny prezent. - powiedziałem, unikając jej uważnego, acz spokojnego spojrzenia. Schyliłem się i wyciągnąłem dłonie, w których trzymałem przewiązane wstążką pudełko. Dziewczyna była onieśmielona, a co ja mam powiedzieć?! Jednak moja duma nakazywała mi ją przeprosić, a nie wymyśliłem nic innego prócz tego sposobu. Ojciec tak zawsze robił …

Brak komentarzy

Prześlij komentarz