Aktualności

Wiosna
Zno­wu wios­na. Po uli­cach zaczną spa­cero­wać za­kocha­ne pa­ry, całować się, przy­tulać. Bez od­ro­biny współczu­cia dla całej reszty...
__________________

Nowości
23.04.2017 - Blog zostaje oficjalnie otwarty!
23.04.2017 - Witamy Alexandra i Juliett!
24/5.04.2017 - Witamy wszystkich nowych członków!
__________________

Aktualne pary
-
__________________

Spis osób
Kobiety - 4
Mężczyźni - 4
Razem - 8
__________________

Nieobecności
-

Chat

Archiwum

Statystyka

Od Maxa c.d Rose

||

Uśmiechnąłem się delikatnie pod nosem, brat dziewczyny wyszedł za ochroniarzem i Alexem, pewnie chciał mu coś powiedzieć czy coś w tym stylu. A my siedzieliśmy tak dość długo przytulając się. Zaskakujące jak sprawy szybko przyjmują obrotne działanie. Do sali wszedł lekarz, jednak widząc nas jedynie pokiwał głową i ponownie wyszedł, chyba nie chciał nam przeszkadzać. Pocałowałem dziewczynę delikatnie w skroń po czym ponownie oparłem swoją głowę o jej.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej o chorobie? - spytałem gładząc ją lekko po ramieniu.

Rose? 

Kiedy tylko ochroniarz obezwładnił Alexa, złapałam Maxa za ramię i pomogłam mu się podnieść. Usiadł na łóżku.
- W porządku. -powiedział uśmiechając się.
Odwzajemniłam gest, byłam pod wrażeniem, gdy widziałam jak precyzyjnie potrafi oddawać ciosy. Spojrzałam mu w oczy i objęłam go rękoma za szyję, przysunęłam się. Widziałam, że chciał mnie pocałować, ale odwróciłam się lekko i pocałowałam go w policzek. Zaśmiałam się cicho, kiedy wydał z siebie niezadowolony pomruk. Położyłam głowę ba jego ramieniu i przytuliłam go, a on mnie.
Max?

Spojrzałem w stronę drzwi i westchnąłem lekko. Chłopak przeklnął.
- Nigdy się nie nauczysz?! - warknął na nią.
- Nie krzycz na nią. - spiorunowałem go wzrokiem.
- Zamknij ryj. - wycedził przez zęby i w tym samym momencie złapał mnie za koszulkę i wyciągnął na ziemię.
Nie chciałem dalej pokazywać mu, że nie umiem się ubrania i że może robić ze mną co tylko chcę. Była to też chyba okazja żeby pokazać się Rose nie ze strony mięczaka. Walnąłem go z kolana w brzuch, dzięki czemu podniosłem się z ziemi i zyskałem szanse na obronę. Zaczęliśmy się bić, oczywiście ja w przeciwieństwie do niego nie chciałem go zabić, on chyba tak ponieważ jego ciosy były bardzo, bardzo mocne i wymierzane z firią. W końcu wypchnął mnie na stolik, koło łóżka dziewczyny, przez co uderzyłem w nie plecami, co trochę zabolało. Rzucił się na mnie ponownie z pięściami, widząc że w naszą stronę zmierza ochroniarz tylko zasłoniłem głowę rękami. Chwilę później mężczyzna odciągnął go ode mnie, a ja lekko odetchnąłem.

Rose?

W pierwszym momencie byłam lekko oszołomiona, ale po chwili przysunęłam się do Maxa i zamknęłam oczy. W sumie, to był pierwszy raz kiedy ktoś mnie pocałował. Nie wiedziałam co zrobić. Chłopak delikatnie rozsunąl swoje wargi, zamknął tuż przy moich. Powtórzyłam to, później znów on, kładąc drugą dłoń na mojej tali. Przeszedł mnie lekki dreszcz. Nasze pocałunki były długie i delikatne i bardzo mi się podobały. Nagle usłyszeliśmy, że ktoś wszedł do pomieszczenia. Max natychmiast odsunął się ode mnie i wyprostował. Spojrzałam w stronę drzwi i zobaczyłam Alexa.
Max?
Kiedy dziewczyna na mnie spojrzała, zestresowałem się lekko, jednak dalej szedłem powoli w stronę jej łóżka. W końcu dotarłem na miejsce.
- Jak... jak się czujesz? - spytałem po chwili ciszy.
- Trochę lepiej... - przełknąła cicho ślinę.
Pokiwałem głową przyglądając się całemu sprzętu.
- Posłuchaj... - westchnąłem lekko i usiadłem na skraju łóżka. - Ja... - Nie wiedziałem jak ubrać to w słowa. Złapałem ją za rękę. - Bardzo się o ciebie martwiłem, bardzo się martwiłem. Przepraszam...
Dziewczyna spuściła głowę, odgarnąłem jej kosmyk włosów za ucho, po czym położyłem dłoń na policzku i lekko pogładziłem.
- Hej... - szepnąłem, powoli podniosła głowę, wtedy złączyłem nasze usta w delikatnym pocałunku.

Rose?
Kiedy wybiegłam z jego domu znów poczułam ból w piersi. Moje serce przyspieszyło i nagle.. stanęło. Opadłam na kolana. Po chwili, obraz przed oczami mi się rozmył i koniec.
***
Obudziłam się w szpitalu. Przy moim łóżku siedział Jackson, spał. Przez chwilę zastanawiałam się skąd się tu wzięłam. Spojrzała na swoje ręce, bylam podłączona do wielu rureczek. Westchnęłam.
- Rose. -usłyszałam głos brata. Spojrzalam na niego- Rose, obudziłaś się. Wreszcie. -wstał i przytulił mnie.
- Co się stało? -spytałam, gdy się odsunął.
- Jakaś kobieta była na spacerze z psem i zobaczyła jak, biegniesz, a po tym padasz na ziemie. Wezwała karetkę.. lekarz pytał czy ostatnio działo się coś niepokojącego z sercem.
- T-tak.
Westchnął.
- Lekarz powiedział, że Twój stan może być spowodowany silnym, długotrwałym strestem. Jednak Twój stan jestbstabilny, dostałaś leki, pomogły jak widzę.
Pokiwałam głową, zamyślona. No tak, od ponad miesiaca żyłam w ciągłym stresie. To dlatego gorzej się czułam..
- Na pewno chce Ci się pić. Przyniosę Ci coś.
Wstał i nie czekając na odpowiedź wyszedł.
Leżałam chwilę, aż w końcu ktoś wszedł do sali. Podniosłam wzrok spodziewając się Jacksona. To był jednak Max.
Max?

Dziewczyna wyszła a ja zamknąłem oczy i wytrzymałem oddech. Taki sposób "chronienia" jest bardzo chujowy i nigdy nie rozumiałem takich scen w filmach. Matt po chwili, kiedy się uspokoiłem usiadł koło mnie.
- Powinieneś z nią pogadać... - stwierdził.
- Po co? - mruknąłem.
- Zrobiła to aby cię chronić mimo, że sprawiało jej to ból. Chciała dobrze. Obojętny jej raczej nie jesteś. Poza tym, nie zaprzeczysz że ona tobie jest, jakby była i jakbyś nic do niej nie czuł nie przejąłbyś się tym tak. - powiedział.
Trochę racji miał.
- Idź już ok? - zamknąłem oczy.
Chłopak westchnął ale wyszedł. Siedziałem tak jeszcze długo, myśląc o tym wszystkim. A odważyłem się iść do niej dopiero następnego dnia wieczorem. Okazało się że leży w szpitalu, przez co zacząłem się martwić i szybko tam pojechałem. Mam nadzieję że będzie chciała ze mną rozmawiać.

Rose?

Zobaczyłam łzy w jego oczach. Przychodząc tu chciałam naprawić to co spieprzyłam, ale pczywiście, z każdym spotkaniem niszczę temu chłopakowi życie jeszcze bardziej. Po policzkach zaczęły spływać mi łzy.
- Do cholery, Max. -przetarłam policzki- Mówiłam to wszystko, bo.. bo.. chciałam Cię chronić. Od początku masz przeze mnie same problemy. To co mówiłam, klamałam, abyś nie był narażony a tamtych gości. Chciałam dobrze, ale wyszło jak zwykle, jest tylko gorzej. Max, na prawdę przepraszam Cię. -rozpłakałam się jeszcze bardziej, aż zaczęłam się dusić.
Wybiegłam z jego domu.
Max?
Skakaliśmy jeszcze pół godziny, później wybraliśmy się w dwu godzinny teren. Kiedy wróciliśmy, zaczynało robić się szarawo. Oczyściłem mu kopyta, nogi z błota i wyszczotkowałem, nałożyłem derkę i wyszedłem z jego boksu, wyczyściłem siodło, ogłowie, wędzidło po czym odłożyłem wszystko na miejsce.
- Do zobaczenia Sivi, przyjadę jutro albo po jutrze. - powiedziałem dając mu kilka kostek cukru i głaszcząc za uchem.
Po kilku minutach wyszedłem ze stajni, wsiadłem do auta i pojechałem do domu.
***
Minęły 4 dni. Był wieczór, siedziałem na kanapie wpatrując się w stolik kawowy i myśląc o wszystkim, a jednocześnie o niczym. Nagle usłyszałem pukanie do drzwi, westchnąłem i poszedłem otworzyć. Był to Matt i Rose. Uniosłem oczy ku niebu mrucząc lekko niezadowolony. Zostawiłem drzwi otwarte aby weszli, a sam poszedłem do salonu, do którego po kilku sekundach przyszli.
- Co znowu chcecie? - spytałem opierając się o wyspę i krzyżując ręce na piersi.
- Porozmawiajmy spokojnie... - zaczął a ja parsknąłem cichym śmiechem. - Usiądźmy. - westchnął.
Tak też zrobiliśmy, zaczęli prawić swoje morały o tych wyścigach. Zrezygnuję z nich a wtedy znowu będą mieli mnie w dupie? Nie, dziękuję.
- Twoja mama na pewno nie chciałaby... - zaczął, jednak nie pozwoliłem mu skończyć.
- Nie mów o niej! - podniosłem głos strącając książki ze stołu i gwałtownie wstając.
Moja mama to jest bardo drażliwy temat i on jaki niby mój najlepszy przyjaciel powinien o tym wiedzieć. Oparłem się o lodówkę, zsunąłem na dół.
- Nie wiesz co ona by chciała. - szepnąłem przeczesując włosy dłonią.
Boy GIF - Find & Share on GIPHY
- Dajcie mi spokój. - mruknąłem zakrywając dłonią uszy i lekko płacząc.
Cry GIF - Find & Share on GIPHY

Rose?
Poczułam jak skręcił mi się żołądek, kiedy zaczął tak mówić. Miał rację, ale.. chciałam tylko go uchronić, a i tak przeze mnie nie jest bezpieczny. Gdy odjechał przetarłam oczy, aby pozbyć się łez.
- Chodź, nie ma co. Teraz go nie przekonamy.
- Spróbujemy jeszcze.
- Oczywiście, ale na razie niech ochłonie.
- Dobrze. -westchnęłam.
***
Matt odwiózł mnie do domu. Jack nie pytał nawet jak poszło, gdy zobaczył wyraz mojej twarzy. Podszedł tylko i przytulił mnie. W końcu pozwoiliłam łzom spłynąć po policzkach.
- Przysięgam Ci, że zrobię wszyatko aby udupić Alexa. -wyszeptał i mocniej przytulił.
- Nie Jack. To moja wina, to przeze mnie ma problemy. Od początku naszej znajomości. To ja powinnam zostać.. ukarana. I w sumie już jestem. Straciłam go. -zaczęłam jeszcze bardziej płakać.- Sama jestem sobie winna.
Max?
Po około godzinie miałem już nowy zbiornik, blachami postanowiłem zająć się już jutro i na najbliższe dwa dni odpuścić sobie wyścigi. Pojechałem od razu po tym do stadniny, jako że dość dawno nie odwiedzałem Sivana, chciałem mu to jakoś wynagrodzić. Stadnina była kawałek za miastem, dojechałem tam w 15 minut. Zaparkowałem auto przed budynkiem i wszedłem do środka, kierując się do boksu Sivana.
- Cześć przyjacielu. - wałach podszedł do mnie i zarżał radośnie. - Wybacz za moją nieobecność, ale mam ostatnio dużo problemów. - westchnąłem a ten trącił mnie nosem.
Uniosłem delikatnie kącik ust, dałem mu marchewkę a kiedy spokojnie ją sobie żuł, pocałowałem go w nos. Na spokojnie go oporządziłem, osiodłałem i wyprowadziłem na parkur. Zaczęliśmy od rozgrzewki, później zaczęliśmy skakać przez przeszkody.
- Max! - usłyszałem krzyk Matta, Siv lekko się spłoszył i bryknął, ale udało mi się utrzymać równowagę.
Podobny obraz
Spojrzałem w stronę chłopaka, był z Rose. Niechętnie podjechałem bliżej nich.
- Max co ty robisz? - spytał. - Po co ci te wyścigi? - wywróciłem oczami.
- Tak mi się wydaje, że to moja sprawa. - mruknąłem.
- Wiesz, że może ci się coś złego stać? Teraz rozjebałeś zbiornik, a jak następnym razem stanie się tak samo, tylko że tym razem auto ci wybuchnie.
- Zapewniam cię, że nikt nie będzie po mnie płakać. - zmrużyłem lekko oczy. - Poza tym, ja pierdziele, nie rozumiem was. Ty, przyjaciel od siedmiu boleści. Niby taki bliski, a odkąd mnie wywalili nie odezwałeś się do mnie ani słowem. - westchnąłem. - A ty... - przeniosłem wzrok na Rose. - Jasno kazałaś mi spierdalać i dać sobie spokój, bo masz przeze mnie MASĘ kłopotów. A teraz co? - pokręciłem głową. - Okazało się że jak się zaczyna pierdolić, każdy ma mnie głęboko i daleko, zostałem sam. - Matt chciał coś powiedzieć, jednak zamilkł. - No co? Może powiesz mi, że tak nie jest? - parsknąłem sztucznym śmiechem.
Sivan chyba wyczuł napięcie, ponieważ zarzucił łbem, robiąc kilka kroków na przód.
Znalezione obrazy dla zapytania jump horse gif tumblr
- Nawet własny tatuś powiedział, że przestaję zasługiwać na nazwisko Meyer, że się mnie wstydzi i że okropnie się na mnie zawiódł po tym, jak mnie wywalili. Nie dziwcie się, że teraz jestem jaki jestem i najlepiej... dajcie mi spokój... wszyscy. - czując że warga zaczyna mi drgać a po policzku spływa łza, zakończyłem rozmowę, delikatnie pogoniłem konia i odjechałem od nich. Otarłem wilgotny policzek dłonią i zacisnąłem zęby.

Rose?
Matt wstał, jak tylko mnie zobaczył.
- Cześć.. ee możemy pogadać. -spytał.
Spojrzałam na brata. Pokiwał twierdząco głową.
- Jasne, możemy pogadać u mnie w pokoju.
- Chodźmy. -odpowiedział.
Byłam zdziwiona jego wizytą, może Max przysłał go po swoją bluzę.
Ruszyłam w sgronę mojego pokoju. Kiedy weszliśmy przymknęłam drzwi i wskazałam, że może usiąść.
- Nie, dzięki. Słuchaj.. chodzi o Maxa. -apojrzał na mnie smutno- spotkałem go dziś u mechanika. Był wkurzony, nie chciał nawet ze mną rozmawiać, a to.. no trochę zabolało. Mówił też coś o jakichś wyścigach. Prawdopodobie nieleganych, jak podejrzewam. Rose, co się z nim dzieje?
Stałam chwilę zamyślona. Max bierze udział w nielegalnych wyścigach? Jakoś nie mogłam w to uwierzyć.. Matt wciąż czekał na odpowiedź.
- Ja.. nie wiem. Od dłuższego czasu nie mam z nim kontaktu.
- Serio? Hee.. nie wiedziałem. Rozstaliście się, bo zaczął się tak zachowywać?
- Nie rozstaliśmy się. Nawet, nie byliśmy razem. -dodałam ciszej- Nie wiedziałam, że bierze udział w jakichś wyścigach.
- Ja też.. do dzisiaj. Słuchaj, to nie jest bezpieczne, martwie się o niego. Myślałem, że miże ty coś wiesz. -wzrószył ramionami- Dobra, pojadę do niego z nim pogadać. -ruszył do drzwi.
- Czekaj. -zlapałam go za ramię- Mogę jechać z Tobą?
Pokiwał głową.
- Dobra, chodź. -wyszliśmy z pokoju. Powiedziałam bratu, że wychodzę.
***
Po kilku minutach byliśmy na miejscu. Weszliśmy po schodach, stanęłam trochę za Mattem, bojąc się, że Max gdy mnie zobaczy od razu zamknie drzwi. Chłopak zapukał, jednak nikt nie otworzył. Powtórzył jeszcze kilka razy, ale nic.
Max?
Przed południem miałem wybrać się do mechanika. Na ostatnich wyścigach jeden debil we mnie wjechał, przez co uderzyłem w barierkę w czego efekcie miałem wgnieciony tył i przód, a w dodatku przedziurawiony zbiornik paliwa, i tym trzeba było się zająć na początku. Będąc tam, spotkałem Matta, który odbierał swój samochód.
- O Max, cześć. - powiedział. - Jezu, co się stało? - spytał patrząc zaskoczony na samochód.
- Na wyścigach jakiś debil mnie wepchnął na barierkę. Zbiornik paliwa jest dziurawy. - mruknąłem. - Ale co to cię obchodzi?
- O co ci chodzi? - zaczął "miętolić" w dłoni kluczyki.
- Nie ważne, idź już. - machnąłem na niego ręką.
Przyjaciele od siedmiu boleści, niech wszyscy spierdalają jak najdalej i niech dadzą mi spokój bo nie pomagają.

Rose?
Wróciłam do domu wykończona po ciężkim dniu pracy. Wyszłam z Yugyoemem i Saną na spacer. Poszłam z nimi do parku, gdzie spędziliśmy godzinę. Psiaki chciały się bawić ze mną, ale od tygodni.. mam pustkę, co nac męczą mnie koszmary, z sercem coraz gorzej. Leki przestają działać.. w sumie, może lepiej, że nie mam już kontaktu z Maxem. Przynajmniej nie obwiniałabym się, że gdy umrę, zostawię go samego, na zawsze. Choć, jakby spojrzeć na to z drugiej strony.. już to zrobiłam. I i tak się obwiniam. Będąc zdenerwoawana na siebie zawołam psy i wróciliśmy do domu.
***
Na podjeździe zobaczyłam zaparkowany samochód, nie należał on do Jacksona. Przyspieszyłam i weszłam do domu. W salonie zobaczyłam siedzacych Jacksona i Matta.
Max?
Dlaczego gdy coś zaczyna się pierdolić, to wszystko od razu? Tego wszystkiego było dla mnie za wiele, nie potrafiłem sobie z tym wszystkim poradzić... chyba już się poddałem, przestałem walczyć. Nie mam już o co. [...] Wyczytałem w necie, że około pierwszej w nocy, na obrzeżach miasta jest tor wyścigowy, a na nim regularnie odbywają się nielegalne wyścigi. Postanowiłem się wkręcić w coś takiego, co mi szkodzi? Dzisiaj pojechałem tam pierwszy raz, aby się dostać do tego ich "klubu" czy tak to tam nazwać, musiałem pokazać na co mnie stać. Udało mi się pokonać dwóch rywali, z trzecim przegrałem jednak mimo to, przyjęli mnie. Od teraz będę dostawał smsy, z informacjami i nowych wyścigach, poznałem też Aidena, był nieco dziwny i strasznie dużo przeklinał, ale był całkiem sympatyczny.

Rose?
Kiedy oddaliłam się na tyle, aby mnie nie widział, pozwoliłam w końcu łzom spłynąć po policzkach. Płakałam długo, kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie, myśląc, że to Max. Uścisk jednak był zbyt lekki.
- Dziecko drogie, co się stało? -to była jakaś starsza kobieta- Kto doprowadził Cię do takiego stanu? No już, nie płacz.
- Nie.. nie mogę. -powiedziałam i szybko od niej odeszłam.
***
Weszłam zapłakana do domu. Jacksona na szczęście go nie było, no tak.. mieli dziś mecz, na którym mnie nie będzie.. Jak zazwyczaj przywitałay mnie psiaki, weszłam do salonu, gdzie bawiły się koty. Usiadłam na sofie i znów zaczęłam płakać.
***
Od kilkunastu minut siedziałam w łazience, zbierając siły, aby wziąć prysznic. W końcu zaczęłam się rozbierać, kiedy rozpiełam zamek bluzy, przypomniałam sobie, że nie należy do mnie. Znów zaczęłam płakać, dlaczego to zrobiłam.. mogłam to jakoś inaczej rozegrać. Jestem głupia, ale teraz już za późno. Zdjęłam szybko ubranie i odwiesilam ją na wieszak. Trzeba ją wyprać.. jeżeli Max będzie chciał ją odzyskać to pewnie skontaktuje się ze mną, abym mu ją oddała. A nie.. chwila. Przecież kazałam mu nie dzwonić do mnie. -westchnęłam- Zostawię ją, jedyna rzecz, która mi po nim została.
***
Jechałam taksówką na stadion. Jackson napisał, że zapomniał butów.. jak nie spodenki to buty. Westchnęłam. Oby tylko tego.. (wyzwiska, obelgi). Powiem Jackiemu, ale po meczu. Niech skupi się na meczu.
Max?
Spojrzałem na nią i otworzyłem delikatnie usta, starałem się powoli przeanalizować w głowie jej słowa. Pokręciłem delikatnie głową.
- Co? - zamrugałem szybko, patrząc jej w oczy.
Szybko odwróciła wzrok i zabrała dłoń z mojego torsu, po czym cofnęła się o krok.
- Nie dzwoń do mnie, daj mi spokój. - powiedziała po czym odeszła.
Odprowadziłem ją wzrokiem, a kiedy zniknęła za zakrętem, przeklnąłem pod nosem i wsadziłem dłoń we włosy. Właściwie, to mógłbym powiedzieć to samo. Najpierw ta kostka, później wywalili mnie z klubu, teraz to... ale czy chcę uciekać? W przeciwieństwie do niej nie. Wszedłem do domu i załamany usiadłem na kanapie chowając twarz w dłonie.

Rose?
Poszłam do wejścia i aż przystanęłam ze zdziwienia. Byłam pod domem Maxa. Byłam bliżej miasta niż się spodziewałam. Chciałam na razie nie mieć z nim kontaktu, aby nie narażać go na kłopoty. Westchnęłam. Może lepiej, teraz coś wymyślić.. w końcu wymyśliłam. Nie miałam największej ochoty tego robić, ale nie mogę pozwolić, aby był narażony z nojego powodu.
***
Max otworzył mi drzwi. Spojrzał na mnie, a w jego oczach zobaczyłam ulgę.
- Rose.. martwiłem się. Jeny, nic Ci nie jest. -podszedł bliżej i wyciągnął ręcę w moją stronę, aby mnie przytulić.
Przełknęłam, sama miałam ochotę go przytulić, ale wyciągnęłam rękę i położyłam na jego torsie. (Jak cudownie było czuć mięśnie pod materiałem koszulki.) Spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Max, ja.. przyszłam tu. -westchnęłam- Pożegnać się. Nie mo.. nie chcę mieć z Tobą nic wspólnego. To co stało się wczoraj.. od kąd się z Tobą zadaję, mam coraz więcej problemów.
Max?
Ocknąłem się bardzo wczesnym rankiem w jakiejś uliczce. Głowa mnie okropnie bolała, tak jak wszystko. Szybko przypomniałem sobie cały wczorajszy wieczór, wyciągnąłem telefon i zadzwoniłem do Rose, nie odebrała. Westchnąłem ciężko i ledwo wstałem, cały obolały poszedłem do domu. Tam wziąłem prysznic i zmyłem z siebie całą krew, następnie założyłem czyste ubrania i spojrzałem w lustro. Nie wyglądałem najlepiej, pełno ran, siniaków. Westchnąłem płytko i wyszedłem z łazienki. Nakarmiłem Axela po czym wypuściłem go na ogródek. Usiadłem na kanapie i przeczesałem włosy dłonią. Strasznie się o nią martwiłem, ale myślę że ten debil nie będzie do tego zdolny, żeby zrobić jej coś złego... a nawet jeśli obiecuję, że tego pożałuje.

Rose?
Zaczęłam się szarpać w mocnym uścisku Alexa.
- Uspokój się, będzie żył.. jeszcze. -wyszeptał mi do ucha- Zajmijcie się nim. -zwrócił się do chłopaków, a Ci ruszyli na Maxa.
Zaczęłam krzyczeć, próbowałam kopać oprawcę, ale na darmo. Nagle poczułam ból w piersi. Próbowałam się odchylić, ale miałam mgłę przed oczami, poczułam że mdleje. Zaczęłam osuwać się na ziemię, ale jednak ktoś mnie przytrzymał.
***
Obudziłam się z krzykiem. Usiadłam na łóżku i odsunęłam z siebie jedwabną pościel.
Chwila.. jedwabna pościel?
Rozejrzałam się po pomieszczeniu, w którym się znajdowałam. Było tu bardzo ciemno, szare ściany, czarne meble i drzwi. Nawet zasłony w oknie, były czarne. Jedyna jedwabna pościel, miała mleczny kolor. Nagle zorientowałam się, że obok mnie ktoś leży. Osoba była zakryta kołdrą, więc nie wiedziałam kto to. Delikatnie ściągnęłam kołdrę i odsunęłam się gwałtownie. To był Alex. Co do cholery robiłam z nim w tym pokoju w łóżku?! Momentalnie spojrzałam w dół i odetchnęłam z ulgą. Miałam na sobie ubrania. Spodnie, zakrwawioną bluzę Maxa.
Max!
Moje serce przyspieszyło, zeszłam szybko z łóżka. Chłopak przewrócił się na drugi bok, wstrzymałam oddech. Nie obudził się, więc odetchnęłam. Podeszłam do drzwi, chwyciłam za klamkę. Na szczęście były otwarte. Spojrzałam w stronę Alexa. Spał. Otworzyłam drzwi i wyszłam szybko. Od razu rozpoznałam, że jestem w mieszkaniu najlepszego przyjaciela mojego brata. Ciekawe czy nadal będą się przyjaźnić, jak Jacki się dowie o tym co zrobił Alex. Wymknęłam się z domu pilkarza i szybkim krokiem poszłam przed siebie. Ale zorientowałam się, że jesteśmy gdzieś w środku lasu, kilka kilometrów od miasta. Był wczesny ranek, słońce leniwie wschodziło, jednak nadal dość ciemno. Westchnęłam. Nie miałam pojęcia co robić.
***
Długo myślałam, w tym czasie zrobiło się już całkiem jasno. W końcu postanowiłam, że zniknę. Tak będzie najlepiej, wiedziałam, że Maxa tylko baddzo pobili.. Alex nie był..  chyba.. taki głupi, aby go zabijać. Miałam nadzieje, że z Maxem, po mimo wszystko, jest wporządku. Jeżeli bym wróciła do niego, mogłoby się to gorzej skończyć. Ruszyłam w głąb lasu, kierując się.. przed siebie.
***
Po kilku godzinach, usiadłam na przewróconym konarze, aby odpocząć. Rozejrzałam się, wokół mnie były same drzewa. Ale dostrzegłam w oddali coś jaskrawo czerwonego, odbijało się od tego światło.. zaczęłam iść w tamtą stronę i zorientowałam się, że to dach, jednorodzinnego domku. Jeżeli był przez kogoś zamieszkiwany, poprosiłabym o nocleg na kilka dni, musiałabym wymyślić jakąś dobrą historię, aby mnie przyjęli i żeby nie wezwali policji.. o ile ktoś tam będzie.
Max?
Usiadłem wygodnie i wziąłem łyk swojej coli i trochę popcornu.
- Nie ma to jak puścić 4 razy pod rząd reklamę durexa. - westchnąłem uśmiechając się delikatnie pod nosem.
- Muszą im dużo płacić za reklamę. - zaśmiała się cicho.
Po jakiś pięciu kolejnych minutach film się zaczął, a wszyscy w sali ucichli. Nie było dużo osób, ale też nie byliśmy tu sami.
***
Ogólnie film był całkiem ciekawy, nawet mnie wciągnął. Ekran zgasł i pozostała ciemność. Okazało się że światła im padły i musieliśmy schodzić w po ciemku. Złapałem Rose za rękę, abyśmy się nie wywalili. W końcu wyszliśmy na zewnątrz, było dość chłodno, wiał zimny wiatr dlatego oddałem jej swoją bluzę, jako że miała tylko cienką bluzeczkę. Szliśmy powoli rozmawiając, na ulicy nie było już nikogo, nawet rzadko przejeżdżały samochody. Jedyne światło dostarczały nam latarnie. Nagle z jednej z wielu ciemnych uliczek, wyszło kilka chłopaków ubranych na czarno, mieli zasłonięte twarze chustami. Kilku z nich miało nóż.
- Nie widzę tego dobrze... - szepnąłem a dziewczyna mocno ścisnęła moją dłoń, zrobiłem to samo, jednak nieco lżej.
Nagle jeden chłopak ściągnął chustę, od razu poznałem tego debila.
- Alex?! - spiorunowała go wzrokiem. - Czego ty chcesz?!
- Nie chcesz mnie słuchać, załatwimy to inaczej. Niestety będziesz musiała na to patrzeć, inaczej nie wyciągniesz z tego żadnej lekcji. - spojrzałem na niego nic nie rozumiejąc.
Chłopak pstryknął i w tej samej chwili dostałem czymś ciężkim w głowę, przez co puściłem dłoń dziewczyny, a wtedy on przyciągnął ją do siebie. Ta zaczęła krzyczeć i próbować mu się wyrwać, jednak trzymał ją mocno.
- Zostaw ją! - powiedziałem nadal oszołomiony, kiedy ponownie oberwałem, wpadłem na ścianę.
Położyłem dłoń na tył głowy, później spojrzałem na nią, była cała we krwi, wziąłem płytki oddech. Spojrzałem na nich ledwo przytomny.
- I co, tylko na tyle cię stać? Mamusia nie byłaby zadowolona. - Alex zaśmiał się.
Zmarszczyłem brwi i zacisnąłem pięści po czym wyprostowałem się, spiorunowałem ich wzrokiem, zaciskając zęby.

Rose?
Kiedy skończyłam szykować się na dzisiejszy wieczór, poszłam powiedzieć Jackiemu, że wychodzę. Był w salonie, razem z Alexem. Rozmawiali o jutrzejszym meczu..
- Idę do kina. Więc przez najbliższe.. dwie i pół godziny, nie będę odbierać telefonu.
- Wrócisz na noc, czy zamierzasz nocować poza domem?
- Emmm.. planowałam iść tylko do kina. -wzrószyłam ramionami.
- Z kim idziesz? -spytał Alex, który od kąd weszłam gapił się na mnie.
- A co Cię to obchodzi?!
- Z nim? -nie wypowiedział imienia, a jednak wiedział dobrze o kogo mu chodzi.
- A nawet jeżeli, to co? Jaki masz z nim problem? Od tamtego meczu, pokazujesz jak bardzo go nienawidzisz, ale nie rozumiem czemu.
- Bo go lubisz! Bardzo często spędzasz z nim czas, spałaś u niego.. kto wie czy "z nim".. ciągle go bronisz, a kiedy miał te problemy z kostką, wciąż się obwiniałaś i martwiłaś, że nie chce iść do tego rąbanego szpitala. On leci na Ciebie, a ty pozwalasz mącić sobie w głowie. Dlatego się denerwuję, bo się na to godzisz i prawdopodobnie tego chcesz, a wcale nie znasz go za dobrze. Jesteś ślepa skoro nie widzisz, komu na prawdę na Tobie zależy.
Byłam.. zdziwiona, zdenerwowana, smutna i zła.
- Nie rozumiem. -powiedziałam w końcu.
- Rose, jemu cho.. -zaczął brat,ale Alex mu przerwał.
- Nie Jack, powiedziałem przed chwilą o co mi chodzi, jak widać bez skutku. Niech idzie do tego kina, może kiedyś zrozumie.
***
Spojrzałam zamyślona na repertuar. Było kilka filmów, które chciałam obejrzeć..
- Hmm.. Piraci z Karaibów 5. -powiedziałam i spojrzałam na niego.
Max, po chwili zastanowienia się, pokiwał głową.
- Dobra, chodźmy kupić bilety.
Ruszyliśmy do kasy, wzięliśmy jeszcze dwie cole i jeden duży popcorn. Poszliśmy do wskazanej sali i usiedliśmy na swoich miejscach. Oczywiście wpierw leciały pół godzinne reklamy.
Max?
Poprzedniego wieczoru jak zwykle siedziałem do późna, najpierw nad wierszem, a potem nad książkami. Pisałem nową książkę, a kiedy nachodziła mnie wena, musiałem pisać. Niezależnie od pory dnia, czy nocy, proza była dla mnie jedną z jeśli nie najważniejszą rzeczą. Proza pozwalała wyrazić co się czuje, przekazać to światu we własny sposób. W pisaniu jest bezkresna. Ograniczyć cię może tylko wyobraźnia i niechęć wyrażania uczuć. Lub zamknięcie przed nimi swojego serca. Ale, być może jest pewien paradoks - najczęściej właśnie do serc takich ludzi najłatwiej można dotrzeć pięknymi dźwiękami i słowami płynącymi z głębi nas. I właśnie za to, tak bardzo ją kocham. Niestety, na moje nieszczęście pisarska wena nachodzi mnie niemal zawsze późną porą. A kiedy przyjdzie, chcę ją jak najlepiej wykorzystać. Co wiąże się bezpośrednio ze spędzeniem wielu godzin nad papierem i zatraceniem poczucia czasu. Co z kolei skutkowało niedoborem snu... który jest chyba moim najgorszym wrogiem. Następnego poranka budzik z telefonu jak zwykle zakończył swój żywot na ziemi, a ja sam nie zdobyłem się na wydostanie spod ciepłej ostoi śpiwora i zmierzenia się z całym światem. Po kolejnych mijających minutach, z wymiaru marzeń sennych, w niezwykle brutalny i niegodziwy sposób wyrwał mnie mój przyjaciel... Dark i Diana domagali się swojego porannego spaceru ze mną, więc Dark szturchał mnie swoim nosem, a Diana lizała.
- No, już, już... - mruknąłem, kiedy w końcu udało mi się pozbyć napastnika, który teraz z miną triumfatora siedział na ziemi i wpatrywał się we mnie w niecierpliwością. Mój wzrok zaś padł na, leżący nadal na ziemi, telefon. W pierwszej chwili niespecjalnie mnie to przejęło... w następnej jednak wstałem gwałtownie z łóżka i pobiegłem do jeziora, po drodze dwukrotnie potykając się o Dianę. Niczym błyskawica ubrałem się i doprowadziłam swoje niesforne włosy do jako takiego stanu... Nie mając czasu na śniadanie, zacząłem ogarniać pokój, po czym ubrałem psy. W tempie co najmniej ekspresowym to zrobiłem i poszedłem z nimi na spacer., by wrócić do pokoju, zostawiłem ich rzeczy w kącie,a im kazałem pilnować pokoju.. Natomiast ja pobiegłem do restauracji, gdzie miałem się spotkać z siorą. Jeśli będę mieć szczęście może zdążę na czas... Czemu ja zawsze muszę zaspać? Czego bym nie zrobił, jak bardzo bym nie chciał się pozbyć tego przeklętego wręcz nawyku... nic to nie daje. Pogrążony w zamyśleniu, biegnąc przed siebie, nie zauważyłem stojącej tam postaci. Oczywiście w związku z powyższym, doszło do dość dynamicznego spotkania... z impetem wpadłem na ową osobę, odbijając się od niej, niczym piłka. Myślałem, że wyląduję na ziemi, i mentalnie przygotowałem się na ból tego miejsca, gdzie nasze plecy tracą swą szlachetną nazwę. Nic takiego jednak się nie stało, gdyż mi się udało zachować równowagę, o dziwo ! Zamiast tego, natychmiast delikatne złapałem za ramiona i pomogłem zachować równowagę drugiej osobie, na którą wpadłem. - Najmocniej przepraszam... nie zauważyłem... - zacząłem się szybko tłumaczyć, unosząc równocześnie głowę i patrząc na tego kogo wpadłem. Była to kobieta... a właściwie chyba dziewczyna, bo musiała być ode mnie nieco młodsza... miała jasną cerę i włosy, niemal jasny brąz, ale to chyba przez światło. Patrzyła na mnie... o dziwo nie ze złością, czy frustracją, a po prostu zaskoczeniem. Po chwili puściłem jej ramiona i wyglądała, jakby chciał coś powiedzieć, jednak ja, jak zwykle potrafiący"doskonale" reagować w takich sytuacjach, pochyliłem głowę i powiedziałam. - Nie zauważyłem cię. Bardzo, bardzo mi przykro i najmocniej przepraszam. - powtórzyłem, następnie wyminąłem ją, nie mogąc pozwolić sobie na luksus rozmowy z nieznajomą. Czekała mnie bowiem konfrontacja z moją siostrą, która na moje nieszczęście nie tolerowała zbytnio spóźnień albo się czuła nieswojo w obcym otoczeniu, a dopiero przyjechała.

***

Kiedy wybrzmiał ostatni tego dnia dźwięk koszmarnego oprowadzania Nerai odetchnąłem z ulgą. Spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem z parku jako jeden z ostatnich. Przechodziłem chodnikiem kiedy w oddali ujrzałem sylwetkę tego, na którego wpadłem rano. Najwyraźniej prawdą jest, że ludzie instynktownie wyczuwają na sobie czyjś wzrok, ponieważ podniósł głowę i spojrzał prosto na mnie. W pierwszym odruchu chciałem odwrócić się i pobiec w przeciwnym kierunku. Byłoby to jednak bardzo niegrzeczne z mojej strony. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie. Chciałem podejść, jednakże w tym momencie do kobiety  podszedł jakiś mężczyzna. Westchnąłem i ruszyłem do swojego pokoju. Po drodze wpadłem na pewien pomysł - cały czas obawiałem się, że może mieć mi za złe poranny... wypadek. Powinienem jeszcze raz ją przeprosić, ale tym razem zrobię to jak należy. Dam mu jakiś prezent... tylko co? Nie znam go, nie wiem co by sprawiło mu radość. Na takich rozmyślaniach minęła mi większa część popołudnia. W końcu znalazłem rozwiązanie. Uśmiechnąłem się do siebie. To powinno być w sam raz.

***

Późnym popołudniem, kiedy słońce powoli kierowało się w stronę horyzontu, barwiąc błękitne dotychczas niebo na odcienie pomarańczu, różu i fioletu. Szedłem ścieżką, poprzez jedną z części szkolnego ogrodu, rozglądając się uważnie, iż najwyższą ostrożnością niosąc w dłoniach małe pudełko. W środku znajdowały się upieczone przeze mnie ciasteczka. Liczyłem, że to odpowiedni sposób na przeprosiny, gdyż nie za bardzo wiedziałem jak to zrobić... O ile uda mi się je zrealizować, gdyż nigdzie nie widziałem tej brunetki. Kiedy już zaczynałem tracić nadzieję na to, że uda mi się ją znaleźć, zauważyłem ją, stojącą  pod jednym z drzew. Powoli, uważając na cenną paczuszkę, podszedłem do niej. Zauważyła mnie, gdy znalazłem się kilka metrów od niej. Spojrzała na mnie i tym razem, nie wydawała się zaskoczona, wręcz wyglądała jakby mnie pamiętała... chociaż trudno było nie zapamiętać kogoś, kto wpadł na ciebie z wielkim hukiem, na środku pustego chodnika. Uśmiechnąłem się delikatnie i stanąłem przed nią.
- Ja... Ja chciałem jeszcze raz cię przeprosić. Bardzo się spieszyłem i rano nie zrobiłem tego jak należy... I to wszystko było też moją winą, zamyśliłem się i nie patrzyłem dokąd biegnę... tak więc chciałbym żebyś przyjęła moje najszczersze przeprosiny... i ten drobny prezent. - powiedziałem, unikając jej uważnego, acz spokojnego spojrzenia. Schyliłem się i wyciągnąłem dłonie, w których trzymałem przewiązane wstążką pudełko. Dziewczyna była onieśmielona, a co ja mam powiedzieć?! Jednak moja duma nakazywała mi ją przeprosić, a nie wymyśliłem nic innego prócz tego sposobu. Ojciec tak zawsze robił …

Od Maxa c.d Rose

||
Nagle dostałem sms od Rose, przeczytałem go i spojrzałem przed siebie, zastanawiając się. W zasadzie nie mam zbyt ochoty nigdzie się w najbliższym czasie ruszać, choć może chociaż na chwilę przestanę o tym myśleć? Po kilku minutach postanowiłem odpisać.
Ja: "Ok, o której?"
Rose: "21?"
Ja: "Dobra, przyjadę po ciebie"
Odłożyłem telefon na bok i ponownie zamknąłem oczy.
***
Około 20 zacząłem się szykować. Wziąłem prysznic, ubrałem.

Telefon schowałem do kieszeni, wziąłem kluczyki i wyszedłem z domu. [...] Po kilkunastu minutach byliśmy już w kinie i wybieraliśmy film.
- Co byś chciała oglądnąć? - spytałem.

Rose?
Wyglądał na nieco przygnębionego.
- Hej. -złapałam go za rękę- Jakoś się ułoży. -posłałam mu uśmiech.
Odwzajemnił go smutno. Miałam ochotę znów go przytulić, ale nie chciałam robić z niego mięczka, który potrzebuje tulenia w pocieszeniu, więc po prostu odwróciłam się i poszłam.
***
Kiedy wróciłam do domu przywitał mnie Yugyeom i Sana. Weszłam z nimi do salonu, gdzie siedział Jackson razem z Alexem i Jordanem.
- Cześć. -powiedziałam i podeszłam do brata.
- Rose.. gdzież ty byłaś? Martwiłem się..
- Nie bardzo skoro, nawet nie szukałeś.
Westchnął.
- Gdzie byłaś?
Spojrzał na mnie surowym wzrokiem, podobnie jak pozostali chłopacy. Poczułam się jak mała dziewczynka, która zrobiła coś źle i nie chce się przyznać.
- Byłam u Maxa.
- Ty.. -zaczął Jacki.
- U tego (poleciały wyzwiska)?! Co u niego robiłaś? Po co tam w ogóle poszłaś?! -oburzył się Alex.
- Co Cię to obchodzi? -powiedziałam i poszłam szybko do swojego pokoju. Oczywiście trzasnęłam drzwiami, ale po chwili uświadomiłam sobie, że to było dziecinne zachowanie.. Zdenerwowa wzięłam czyste ubrania i poszłam wziąć prysznic.
***
Leżałam w swoim pokoju, razem z psami i kotami na łóżku. Ból głowy znów powrócił.. wyciągnęłam, naładowany już telefon, wybrałam numer i napisałam wiadomość:
" Kino, jutro? :)"
Wysłałam.. do niego.
Max?
Westchnąłem cicho i wziąłem jedną kanapkę w dłoń, po czym ugryzłem kawałek.
- I jak? - uśmiechnęła się.
- Dobre. - uniosłem delikatnie kącik ust.
Przysunąłem jej talerz biorąc kolejnego gryza. Jako że nie byłem jakoś specjalnie głodny, zjadłem tylko jedną kanapkę. Wycisnąłem nam jeszcze sok pomarańczowy. [...]
- Muszę się zbierać. - westchnęła.
- Jasne. - odparłem i odprowadziłem ją do drzwi.
- Do zobaczenia. - powiedziała łapiąc wychodząc.
- Pa. - odparłem bezbarwnie, kierując na nią pusty wzrok.

Rose?
Pokiwałam głową. Max wstał i poszedł do kuchni. Poszłam za nim, wyciągając telefon z kieszeni. Próbowałam go włączyć, ale na darmo. Był rozładowany, westchnęłam. Mam nadzieje, że Jackson nie martwi się zbytnio.
- Na co masz ochotę? -spytał Max opierając się o blat kuchenny.
Zastanowiłam się chwilę.
- Masz mango? -uśmiechnęłam się.
Chłopak popatrzył na mnie zdziwiony.
- Chyba tak -podszedł do szafki, po chwili wyciągnął z niej jedno mango- jest.
- Świetnie. Zrobimy kanapki z pastą mango i pomidorem. Są bardzo zdrowe i pyszne.
- Okaay. -widziałam, że nie był przekonany tym pomysłem.
- Zaufaj mi. -mrugnęłam i wzięłam od niego owoc.
Powiedziałam co jest jeazcze potrzebne. Po przygotowaniu wszystkiego, zabraliśmy się do pracy. Wpierw rozmiksowaliśmy mango, aż powstała "pasta". Dodaliśmy tam soku z cytryny, soli i pieprzu. Wymieszaliśmy. Następnie zabrałam się za krojenie pomidora, a Max smarował chleb masłem i pastą. Położyłam plastry pomidora na kanapkach i dałam jedną Maxowi do spróbowania.
Max?
- Ło, nic ci nie jest? - spytałem i podałem jej dłonie, chcąc pomóc jej wstać.
- Nie... - złapała za nie i wstała. - Dzięki. - przejechała dłonią po twarzy, chcąc na chwilę ukryć różowe policzki.
Ziewnąłem lekko zakrywając usta dłonią, przetarłem oczy i westchnąłem ciężko, wlepiając na chwilę pusty wzrok w podłogę. Po chwili jednak podniosłem głowę i spojrzałem na nią.
- Jak się czujesz? Wczoraj nie wyglądałaś najlepiej... - spytałem.
- Już dobrze, byłam po prostu zmęczona. - uśmiechnęła się lekko.
- W porządku, i... dzięki że byłaś ze mną wczoraj. - uśmiechnąłem się nadal smutno. - Chcesz coś zjeść? - spytałem bez żadnych emocji, wstając.

Rose?
Wtuliłam się w jego ramię, zamknęłam oczy i zasnęłam. Nareszcie mogłam odpocząć, oderwać się od rzeczywistości.
***
Leżałam na czymś niewygodnym. Zaczęłam się wiercić. W końcu otworzyłam oczy, przetarłam je dłonią i spojrzałam pod siebie. Zobaczyłam umięśnioną klatkę piersiową i ramiona, kryjące się pod czarnym podkoszulkiem. Po chwili do mnie dotarło. Leżałam na kimś, a dokładnie na Maxie. Spojrzałam na jego twarz. Nasze spojrzenia się spotkały. Zrobiłam się cała czerwona i chciałam szybko usiąść, ale coś nie wyszło i wylądowałam na podłodze.
Max?

Przetarłem oczy wierzchem dłoni i westchnąłem ciężko.
- Nie przejmuj się, znajdziesz inny klub. - powiedziała dalej mnie przytulając.
- To nie jest takie proste. Żaden klub nie chce zawodnika, którego wyrzucili z poprzedniego. Moja kariera właśnie zakończyła się na 90%. -mruknąłem po chwili ciszy, ta jednak nie odpowiedziała. - Rose?
- Hmm? - odsunęła się ode mnie zaspana.
Spojrzałem na nią, nie wyglądała najlepiej. Przuciągnąłem ją ponownie do siebie.
- Śpij sobie. - szepnąłem i pogłaskałem ją po policzku.

Rose?

Od Rose c.d Max

||
Zastanowiłam się chwilę. Pomyślałam, że komedia romantyczna na pewno go nie zainteresuje, nie orientuje się najlepiej w filmach, które oglądają chłopacy. Pamiętam jak byłam mała, że tata częato oglądał filmy wojenne. Często "9 kompania". To więc włączyłam. Wzięłam łyka napoju i usiadłam wygodnie.
***
Kiedy były "mocniejsze momenty" odwracałam wzrok. Kolejnym razem spojrzałam na Maxa. Wpatrywał się w ekran, ale nie skupiał się na filmie. Był zamyślony.. smutny.
- Max. -nie zareagował- Max. -spojrzał na mnie smutno- Co się stało? -wyprostowałam się i usiadłam przodem do niego.
Przez dłuższą chwilę nie odpowiadał. Nagle zaczęła się strzelanina w filmie, więc wyłączyłam go.
- Max. -położyłam dłoń na dłoni chłopaka.
- Wyrzucili mnie.. z klubu. -jego warga lekko zadrżała.
Słychać było ból w jego głosie. Podniosłam się i przytuliłam go.
Max?

Z jednej strony chciałem być teraz sam, a z drugiej czułem, że potrzebuję kogoś do towarzystwa. Najlepsza wydała mi się Rose, bo w sumie tylko ją miałem ochotę teraz widzieć. Wsiedliśmy do mojego auta i ruszyliśmy, po drodze wstapiliśmy do sklepu po jakieś przekąski a później prosto do mnie. Zatrzymałem się na podjeździe, pilotem otworzyłem garaż i wyjechałem do środka, zamykając go za nami. Wyszliśmy z auta i weszliśmy do domu przez drzwi prowadzące z garażu. Przesypałem chrupki do miski, przyniosłem jeszcze szklanki do napoju a wszystko położyłem na stoliku przed kanapą.
- Co byś chciał oglądnąć? -spytała.
- Wszystko jedno... ty wybierz. - wzruszyłem ramionami.

Rose?

Siedziałam w schronisku i z trudem oczekiwałam na koniec pracy. Dzisiaj czułam się fatalnie, mażyłam tylko o tym, aby wrócić do domu, położyć się do łóżka i  nie wstawać. Zostało mi jeszcze pół godziny. Siedziałam przy biórku i próbowałam spróbować nie zasnąć. Nagle usłyszałam, że ktos puka do drzwi.
- Proszę. -powiedziałam.
Do pomieszczenia wszedł Max. Od razu opszytomniałam i wstałam z krzesła, ale szybko tego pożałowałam, bo zakręciło mi się w głowie. Przytrzymałam się biórka.
- Hej. -powiedziałam starając się nie okazywać bólu.
- Cześć, chciałabyś.. spędzić ze mną trochę czasu? Moglibyśmy obejrzeć jakiś film. -uśmiechnął się smutno.
- Eeem.. jasne. Kończę za niecałe pół godziny..
- Rozmawiałem już z Twoim szefem, powiedział, że możesz wyjść szybciej, i tak zazwyczaj zostajesz dłużej niż inni.
Uśmiecjnęłam się.
- Dobrze, chodźmy. Zabrałam swoje rzeczy i wyszliśmy.
Max?

Pokręciłem głową.
- Przecież wiesz że i tak nie będę leżał... więc chodź, ten kawałek nie zaszkodzi. - złapałem ją za rękę i pociągnąłem lekko za sobą.
- Mogłam wrócić sama. - stwierdziła.
- Nie pozwoliłbym ci wracać samej o tej godzinie. To miasto jest tylko pozornie bezpieczne. - westchnąłem.
Dojście do domu Julii zajęło nam nie wiele czasu, tam pożegnaliśmy się i poszedłem do siebie.
**3 tygodnie później**
Z samego rana dostałem pilne wezwanie do trenera. To dziwne, bo przecież dostał moje zwolnienie, które trwa jeszcze tydzień. Wsiadłem w samochód i pojechałem tam.
- Nawet nie siadaj, krótka piłka... -podszedł do mnie z jakimiś papierami. - Zawiodłem się na tobie. - westchnął.
- Nie rozumiem...? - mruknąłem patrząc na niego pytająco.
- Niestety ale jestem zmuszony wyrzucić cie z klubu. -westchnął.
-Że co?! -zrobiłem duże oczy.
- Przykro mi. - mruknął.
- Ale co ja takiego zrobiłem?!
Ten jedynie uniósł kąciki ust w przykrym uśmiechu.
- Zabierz swoje rzeczy z szafki i zostaw w zamku kluczyk. - dodał po czym usiadł. Nadal patrzyłem na niego zszokowany. -Idź. -mruknął.
Przełknąłem ciężko ślinę i wyszedłem z pomieszczenia kierując się do szatni. Wszystkie rzeczy z szafki wrzuciłem do plastikowego pudełka. Była sobota, a więc nikogo tu dziś nie było bo nikt nie miał treningu. Usiadłem na ławce i schowałem twarz w dłoniach załamany.

Rose?

Ucieszyłam się, że w końcu zgodził się pójść do szpitala. Złapałam go za rękę i pociągnęlam za sobą. Po chwili chłopak dogonił mnie i szliśmy już równo.
***
Kiedy wyszliśmy ze szpitala, było ciemno i chłodno. Objęłam się rękoma i spojrzałam na kostkę chłopaka. Dali mu stabilizator, lekarz kazał mu też przez jakiś czas leżeć w łóżku. Nagle zawiał wiatr, a mnie przeszedł dreszcz, a na odkrytej skórze pojawiła się gęsia skórka.
- Włóż. -odezwał się nagle Max.
Spojrzałam na niego. Uśmiechał się, a w dłoni trzymał swoją bluzę. Kiedy on jązdjął?
Odwzajemniłam gest i wzięłam bluzę.
- Dzięki. -powiedziałam zapinając zamek.
Była trochę za duża, ale było mi o wiele cieplej.
- Drobiazg. -spojrzał na niebo i westchnął- odprowadzę Cię do domu. -znów na mnie spojrzał.
- Nie ma mowy, lekarz kazał Ci leżeć.
Max złapał się za głowę.
- Poszedłem do szpitala, żebyś już o tym nie wspominała. Teraz będziesz mnie męczyć, abym leżał w łóżku?
- Hmm.. Tak. -odpowiedziałam i zaśmiałam się- Słodko wygląsz, kiedy się złościsz.
Max opuścił dłonie i spojrzałam na mnie zdziwiony.
- Lepiej zadzwonię po taksówkę. -zaczęłam wyjmować telwfon z kieszeni.
Max?

- Mhm. - mruknąłem napinając się i chowając dłonie do kieszeni.
- Umówiłam go z moją koleżanką, dogadali się. - dodała widząc moją reakcję.
- Ach tak... - lekko odetchnąłem.
- Idziemy posiedzieć na plaży? -spytała z uśmiechem.
- Nie wiem, nie zbyt mogę. - spojrzałem w dół, na kostkę.
Chodzenie po równych powierzchniach jeszcze jakoś mi wychodzi ale po takich... słabo to widzę.
- Dlaczego nie pójdziesz do szpitala? - westchnęła.
- A jak pójdę, nie będziesz już o tym mówić? -również westchnąłem.
-Mhm. -uśmiechnęła się delikatnie.
- No więc Chodźmy.

Rose?

Kiedy skończyliśmy wyszliśmy z restauracji i poszliśmy na spacer. Po drodze rozmawialiśmy o różnych sprawach, od dziecięcych marzeń, po, czasem okrutną, rzeczywistość. Jednak, nie wspomniałam chłopakowi o swojej chorobie.. po co wspominać o czymś takim i niszczyć ten wspaniały czas. Nagle usłyszałam znajomą melodyjkę mojego telefonu. Wyciągnęłam ją, dzwonił Marco.
- Przepraszam. -zwróciłam się do Maxa.
Pokiwał głową. Odebrałam.
- Halo?
"- Cześć Rose."
- Hej.
"- Wiem, że przez telefon.. to nie jest dobry sposób, ale chciałem Ci podziękować za pomoc.. wiesz, z tą swoją koleżaną, Alice. Spotkanie się udało.. ona jest taka cudowna."-słyszałam radość w jego głosie.
- Ach.. jasne. To kiedy kolejna randka? -zaśmiałam się krótko.
"- Jak najszybciej." -również się zaśmiał- "Dobra, muszę kończyć, pa."
- Pa. -znów się zaśmiałam i rozłączyłam.
Max spojrzał na mnie pytająco.
- Kto dzwonił?
- Marco. -powiedziałam, uśmiechnięta.
Max?

Od Maxa c.d Rose

||
Po pewnym czasie kelnerka przyniosła nasze zamówienie, podziękowaliśmy i zaczęliśmy powoli jeść. Dania były naprawdę smaczne, a przynajmniej moje.
- Smakuje? - uśmiechnąłem się lekko widząc jak zajada.
- Bardzo. - odwzajemniła gest. - A tobie?
- Mi również. - zaśmiałem się krótko i dopiłem swoją colę.
Kiedy również Rose skończyła swoje danie, kelnerka zabrała brudne naczynia i przyniosła deser. Ponownie podziękowaliśmy i zabraliśmy się za jedzenie swoich lodów z bitą śmietaną, owocami i dwiema rurkami czekoladowymi.
Znalezione obrazy dla zapytania pucharek lodów

Rose?

- Możemy teraz, ale wpierw odprowadzę ich do domu. -wskazałam podbródkiem Yugyeom'a i Sanę.
- Dobrze, chodźmy. -uśmiechnął się.
Zawołałam psiaki, przypięłam im smycze i ruszyliśmy do domu.
***
Pół godziny później byliśmy już w restauracji. Wybraliśmy stolik pod oknem, po chwili, przyszła kelnerka i podała nam menu. Wybraliśmy dania i napoje, a w czasie kiedy czekaliśmy Max opowiadał mi zabawne sytuacje podczas meczy, treningów.. Kiedyś wkręcili jednego kolegę, że tłusty czwartek jest w sobotę, i on w to uwierzył. Zaczęliśmy się śmiać, jak można uwierzyć w coś takiego.
Max?

Od Maxa c.d Rose

||

Byłem w aptece po maść na obrzęki, zwykle mi pomagała. Kiedy wyszedłem i ruszyłem w stronę domu, spotkałem Rose.
- Hej. - uśmiechnęła się.
- Hej. -odwzajemniłem gest.
Stanęliśmy bardziej z boku, aby nie przeszkadzać nikomu i zaczęliśmy rozmawiać. [...]
- Może pójdziemy coś zjeść? Teraz czy wieczorem... - zaproponowałem.

Rose?

Wpatrywałam się w niego, aż w tlumie zniknął mi z oczu. Wyglądał na zdenerwowanego, zastanawiałam się, co się stało, ale widocznie nie chciał o tym gadać, skoro tak szybko sobie poszedł. Wróciłam do poprawiania wyglądu chłopców.
***
Featyn skończył się późnym wieczorem. Dopiero przed 20 wróciłam zmęczona do domu. Nasypałam tylko karmy kotom i psom oraz napełniłam ich miski wodą i poszłam spać.
***
Następnego dnia wstałam po 10. Poszłam do łazienki wziąć prysznic, ubrałam się i umyłam włosy. Jacksona nie byłp w domu. Pewnie znowu nocuje u jakiegoś "kolegii".
Wzięłam więc Sanę i Yugyeoma na spacer do parku.
Kiedy dotarliśmy na miejscę, spuściłam psiaki ze smyczy. Spacerowałam ścieżkami, a zwierzaki krążyły niedaleko mnie. Nagle zauważyłam przedemną, znaną mi osobę.
Max?

Zmarszczyłem lekko brwi widząc, że Marco pisze coś Rose na nadgarstku. Można było się domyślić że to numer telefonu, ale może się mylę? Dziewczyna podeszła do mnie i zaczęła poprawiać mi włosy, wtedy zobaczyłem że rzeczywiście ma na nadgarstku jego numer.
- Wybacz, ja już odpadam. -mruknąłem. - Przepraszam, cześć. - westchnąłem.
Nie chciałem tam dłużej stać przez to, że ból coraz bardziej promieniował i wkurzyłem się o ten numer. A najgorsze jest to że nie do końca wiem dlaczego. Wsiadłem w auto i napisałem do Katie że ma wrócić na pieszo, w końcu daleko nie ma.

Rose?

Pokiwałam twierdząco głową i odwróciłam się. Widziałam, że jeden z chłopaków cały czas sam stoi i przygląda się reszcie. Nikt nie prosił go o zdjęcie, ani autograf. Widać, że przejął się tym. Podeszłam więc do niego.
- Hej, jestem Rose. -uśmiechnęłam się.
- Marco. -odwzajemnił gest.
- Na jakiej pozycji grasz?
- Obrońca. A Ty.. czym się zajmujesz?
- Pracuję w schronisku.
- O, kochasz zwierzęta?
- Bardzo, najchętniej wszystkie bym je adoptowała i pomagała im jak tylko się da.
Marco zaśmiał się.
- Mogę mieć z Tobą zdjęcie? -spytałam, a on jeszcze bardziej się ucieszył.
- Pewnie. Wyciągnęłam telefon i stanęłam obok chłopaka. On objął mnie i razem uśmiechmęliśmy się do zdjęcia. Pstryk.
- Dzięki Ci.
- Drobiazg. -mrugnął.
- Hmm.. moja koleżanka często ogląda wasze mcze, i chyba kiedyś mi o Tobie wspomniała.. może dasz mi swój numer,  a ja jej go przekażę. Będzie w siódmym niebie.
- Jasne. -wyjęłam z kieszeni długopis i podałam go chlopakowi, oraz wyciągnęłam nadgarstek w jego stronę. Zapisał mi numer. Podziękowałam i odeszłam, bo nagle zainteresowała się nim jakaś inna dziewczyna, a potem następna i kolejna..
Max?

Odprowadziłem ją wzrokiem nadal lekko zdziwiony. Ale wtedy podszedł do mnie chłopiec, miał może z 10 lat. Podpisałem mu plakat ze mną po czym zrobiliśmy sobie razem zdjęcie. Pytał też o różne rzeczy, jak na przykład ile razy chodzę na treningi. Podeszła do nas Rose. Chłopiec powiedział nam, że bardzo by chciał grać w piłkę jednak jego rodziców na to nie stać. Automatycznie zrobiło mi się przykro i szkoda małego.
- A chciałbyś przyjść na nasz trening kiedyś i pograć z nami? - spytałem.
- No pewnie! - uśmiechnął się szeroko. - Tylko nie wiem czy moja mama się zgodzi...
- To chodź, zaprowadź mnie do mamy, ja z nią porozmawiam. -uśmiechnąłem się lekko.
Chłopiec pokiwał głową z uśmiechem i złapał mnie za rękę.
- Zaraz wrócę. - skierowałem te słowa do Rose i uśmiechnąłem lekko.

Rose?

Zastanowiłam się chwilę, czemu szef nic o tym nie wspomniał? ..
- Chwila.. zaraz się dowiem. -zaczęłam rozglądać się za Jackobem, starszym facetem z siwym zarostem.
- O proszę, już jesteście. -usłyszałam jego głos za sobą- jak miło. -podszedł do chłopaków z rozłożonymi rękoma, jakby chciał ich przytulić.
- Pytają, gdzie mają się ustawić. -powiedziałam patrząc na mężczyzne oskarżycielskim wzrokiem, że nic mi o tym nie powiedział.
- Ach tak, tutaj.. -wskazał dłonia wolną przestrzeń- ..ustawcie się, a ja zwołam ludzi.
Zupełnie mnie ignorując, Jackob odszedł. Piłkarze poszli na wyznaczone miejsce, po chwili wokół nich pojawiło się skupisko ludzi, szczególnie dziewczyn. Dwòch fotgrafów robiło zdjęcia.
- Rose! Rose, chodź tu. -odwróciłam się. To Elise mnie wołała, podeszłam do niej- Szef kazał Ci zająć się piłkarzami, masz poprawiać im włosy, kołnierzyki i inne pierdoły.
Westchnęłam i zaczęłam przeciskać się przez tłum. Gdy dostałam się na początek, Maxa właśnie obściskiwała jakaś blondyna, a zaraz po niej jej koleżanka, robiły sobie z nim zdjęcia. Oczywiscie jedna nie mogła się oprzeć i pocałowała go w policzek. A on cieszył się jak głupi, czy wszyscy chłopacy muszą tak głypio, a jednoczesnie słodko wyglądać, kiedy jakieś dziewczyny aż tak nimi się interesują? Kiedy odeszły podeszłam do niego i poprawiłam mu sznurki od kaptura bluzy, choć wcale tego nie wymagały. Spojrzałam na kego policzek i zobaczyłam ślad różowej szminki. Wkurzyłam się, nie wiem czemu, i strarłam mu ją rękawem. Max cały czas obserwował mnie zdziwiony.
- Miałeś szminkę na policzku. -powiedziałam wzruszając ramionami, jakby mnie to nie obchodziło zbytnio i podeszłam do innego piłkarza.
Max?
Zebrałem chłopaków, którzy byli chętni do pomocy psom ze schroniska. Rozmawiałem już z dyrektorem schroniska i zgodził się na to. Co za problem dać jakieś autografy, stanąć do zdjęcia czy kogoś przytulić, to może uratować życie tym zwierzakom. Katie poszła w stronę konkursów, a my podeszliśmy do Rose.
- Hej. - uśmiechnąłem się lekko. - Wiesz gdzie my mamy stać? - spytałem nie do końca się orientując.
- Wy? - lekko się zdziwiła.
- Noo, zaproponowałem twojemu szefowi że moglibyśmy dać parę autografów, jakieś zdjęcia no nie. - uśmiechnąłem się.

Rose?
Odprowadziłam ich wzrokiem, a kiedy odjechali wróciłam do pracy. Zajęłam się papierkową robotą.
Po wizycie piłkarza i jego młodszej siostry, ludzie którzy byli w schrobisku tylko adoptowali psiaki i kociaki, nawet nasza bezskrzydła papużka została adoptowana. Ja również postanowiłam, że wezmę na stałe jakiegoś zwierzaka. Padło na koty.
Feni
 Pan Kot
 Drops
 Carmell
 Blue
***
Festyn miał zacząć się o 14, ale już od 7 trzebabyło wszystko przygotować. Przyszli wszyscy wolontariusze i pracownicy schroniska. Każdy miał jakieś zajęcie, ale wszyscy pracowali ochoczo.
W końcu się zaczęło. Przyszło wiele osób, bardzo dużo chętnych było do konkursu najlepszych psich sztuczek, jak również do konkursu na najśliczniejszego psa tego roku (choć wszystkie psy są śliczne). W końcu przyszedł też Max  z siostrą i czterema psiakami, ale niespodziewanie było z nimi jeszcze kilku piłkarzy z drużyny Maxa.
Max?
- To się tak nie czuj, to nie twoja wina. - wzruszyłem lekko ramionami. - A mi nic nie będzie, niedługo wszystko będzie dobrze. - stwierdziłem i oddałem jej papiery oraz długopis.
- Sama się raczej nie wyleczy. - pokręciła głową.
- Nie martw się tak o mnie. - parsknąłem śmiechem. - Poradzę siebie. - dodałem.
- Jak chcesz. - westchnęła.
Wyszliśmy z pomieszczenia, wziąłem tego słabego psa na ręce, pozostałe dwa Katie trzymała na smyczy.
- Do zobaczenia na festynie. - Rose uśmiechnęła się.
- Jakim festynie? - spytała.
Rose wyjaśniła jej wszystko oraz podała dokładną datę i godzinę, a miało to być już za kilka dni.
- Max, mogę u ciebie zostać do tego czasu, prawda? - uśmiechnęła się szeroko.
- Ale ty wyprowadzasz swoje psy. - postawiłem warunek.
Dziewczyna pisnęła radośnie i uwiesiła mi się na szyi. Zacisnąłem zęby i przytuliłem ją lekko.
- Pa. - siostra pomachała jej.
Od razu pojechaliśmy z nimi do weterynarza, a później do sklepu zoologicznego gdzie Katie wydała po prostu fortunę.

Rose?
Ojciec Maxa i Katie, zgodził się, aby wzięła trzy psiaki. Dziewczynka była bardzo szczęśliwa, podobnie jak ja i zapewne te czworonogi.
- Świetnie, teraz tylko musisz podpisać papiery adopcyjne i psiaki oficjalnie będą miały nową, kochającą rodzinę. -uśmiechnęłam się do chłopaka.
Max pogłaskał psiaka, który obok niego stał i spróbował wstać. Widziałam, że nienajlepiej mu to idzie, odciążając kostkę. Kiedy wstał zobaczył, że przyglądam mu się niezadowolona.
- Możemy iść. -powiedział i wskazał na wejście do biura.
- Jasne. -ruszyłam do środka nie czekając na niego.
Dlaczego bagatelizował tą cholerną kostkę?!
Kiedy doszedł, podałam mu papiery i długopis. Objaśniłam co,gdzie ma podpisać. Chłopak przeczytał dokumenty i podpisał.
- Jedziesz dziś do lekarza. -powiedziałam, starając się, aby to nie zabrzmiało na pytanie. Max spojrzał na mnie.
- Po co? -spytał udając, że nie rozumie.
- Zawsze jesteś taki uparty? -spytałam i westchnęłam kiedy w odpowiedzi uśmiechnął się nonszalancko- Max, nie możesz tego lekcewarzyć. Widzę, że nie jest dobrze. I w dodatku czuje się winna, bo to mój brat to spowodował, a jego głupi przyjaciel to "poprawił".
Max?
***
- To co, który? - spytałem po dłuższym czasie.
- Weźmy wszystkie! - uśmiechnęła się. - A co z tamtymi? - poszła w stronę trzech psów, przywiązanych do drzewa koło jakiegoś pomieszczenia.
- Nie dawno przywiózł je właściciel na uśpienie. - Rose westchnęła.
- Co? - dziewczynie od razu stanęły łzy w oczach. - Max! Zrób coś! - rozpłakała się.
- Co mam zrobić? Tata nie pozwoli ci wziąć trzech psów... - kucnąłem przy niej.
- Nie dam im zginąć! Maaax! - przytuliła się do mnie mocno, lekko skrzywiłem się z bólu przez nacisk, jaki wywołała na kostkę.
- Nie płacz... - przytuliłem ją. - Zróbmy tak, zadzwoń do taty i spytaj, okey? - podałem jej swój telefon.
Dziewczyna pokiwała głową i pociągnęła nosem, otarłem jej łzy z policzka i usiadłem na ziemi po czym pogłaskałem psy, które zaczęły merdać ogonami. Katie odeszła kawałek dalej jednak po krótkiej chwili słychać było jak piszczy, więc pewnie się zgodził. Przyjrzałem się psom. Jeden wyglądał na schorowanego jednak i tak się cieszył. Położył się i oparł mi brodę o kolana.
- Co tam mały? - uśmiechnąłem się pod nosem.

Rose?
- Cześć. -sporzałam na dziewczynę- A masz jakieś.. "wymagania"? Młodszy, starszy, duży, mały, kudłaty.. lub nie.
- Nie zastanawiałam się nad tym..
- Okay, w takim razie weźmiemy kilka psów na spacer, może któryś szczególnie trafi do Twojego serca, a Ty do jego. -uśmiechnęłam się- Chodźcie.
Ruszyłam w stronę boksów z małymi pieskami. Otworzyłam jeden z nich i weszłam po Malinę.
- To Malina, trafiła do nas kilka dni temu z interwencji. Mieszkała z nieodpowiedzialnymi ludźmi, była wychudzona i zaniedbana, ale dochodzi do siebie i mimo złego traktowania, kocha ludzi. Jest chętna do zabawy i schronisko nie jest dla niej odpowiednim miejscem, w sumie jak dla każdego psa.
Odczepiłam jedną ze smyczy przy moim pasku i zapiełam ją na szelkach suni.
- Chcesz ją trzymać? -spytałam i wyciagnęłam rękę w stronę dziewczynki.
- Pewnie. -uśmiechnęła się i wzięła smycz.
***
Podczas spaceru mówiłam im dużo o wychowaniu psa i opiekowaniu się nim. Widziałam, że Katie bardzo cieszy się gdy rozmawia o psach i swoim doświadczeniu z nimi.
***
Kiedy wróciliśmy wzięlismy jeszcze Cezarego

Ashtona
Biankę
i Raphaela

Max?
Miałem w planach cały dzień leżeć w łóżku, oglądać seriale i grać na konsoli a tym samym dać kostce odpocząć, jednak przeszkodziła mi w tym moja siostra. Zupełnie zapomniałem, że obiecałem jej psa na urodziny. Po długich rozmowach zgodnie stwierdziliśmy, że adoptujemy jakiegoś ze schroniska. Westchnąłem ciężko zakładając buty, Katie siedziała już w samochodzie. Wziąłem w kieszeń tabletki i poszedłem do niej. [...] Schronisko było na obrzeżach miasta, koło lasów, z dala od samochodów. Jechaliśmy tam 15 minut. Dziewczyna od razu pobiegła w stronę boksów, ja natomiast jako że nie zbyt dam radę biegać postanowiłem się nie śpieszyć. Wysiadłem z auta i powoli ruszyłem za nią. Zauważyłem, jak podchodzi do niej Rose.
- Cześć, mogę ci w czymś pomóc? - uśmiechnęła się.
- Tak, mój brat obiecał mi psa. - odwzajemniła gest. - Tylko nie wiemy jakiego. - rozglądnęła się.
- A gdzie jest twój brat? - spytała.
- Zaraz przyjdzie. O, idzie. - wskazała na mnie.
Powoli doszedłem do nich, starałem się chodzić normalnie, jednak było to trudne zważywszy na to, że nie zdążyłem wziąć leków przeciwbólowych. No nic, wezmę przed spacerem.
- Cześć. - uśmiechnąłem się delikatnie.

Rose?
- Czuje się lepiej i jak zawieziesz m ie do szpitala, zmarnujesz tylko paliwo i czas. Wystarczy, że wezmę leki. Ale dzięki.
Usmiechnęłam się.
- A do szpitala to powinieneś Ty pojechać, nie jestem pewna czy można tak zostawić tą kostkę..
Chłopak westchnął.
- Dobra, nie będę Cię namawiać. Obyś tylko nie miał większych problemów. Cześć.
Wysiadłam i zamknęłam drzwi zanim coś powiedział. Ruszyłam do drzwi, ale wciąż nie słyszałam żeby Max odpalił silnik.. czyżby moje ostatnie słowa zabrzmiały trochę ostro? Kiedy weszłam na podest, odwróciłam się i uśmiechnęłam, ale że było ciemno i chyba by tego nie zobaczył pmachałam. Po chwili widziałam jak chłopak odwzajemnia gest i zaraz po tym usłyszałam mruczenie silnika. Znów odwróciłam się do drzwi i otworzyłam je. Kiedy zamykałam, Maxa już nie było.
***
Po zażyciu leków i długiej, gorącej kąpieli zawołałam psiaki i położyłam się do łóżka. Szybko zasnęłam.
***
Rano obudziło mnie piszczenie pupili. Domagali się wyjscia na dwór. Wstałam zaspana i podeszłam do drzwi prowadzących z mojej sypialni do ogrodu. Otworzyłam je i wypuściłam zwierzęta, po czym poszłam do łazienki odświerzyć się i ubrać.
Kiedy kierowałam się do kuchni, aby zrobić śniadanie, zaszłam do sypialni Jacksona. Jeszcze spał, co oznaczało, że późno wrócił. Ciekawa byłam kto wygrał wczorajszy mecz.. postanowiłam go nie budzić.
Na śniadanie usmażyłam jajecznicę ze szczypiorkiem, część zjadłam, a część zostawiłam dla brata. Wróciłam do łazienki, uszykowałam się do pracy, ubrałam trampki i ruszyłam do schroniska.
Max?

Godność: Brooklyn Beckham
Wiek: 19
Zawód: Fotomodel i piosenkarz
Płeć: Mężczyzna
Orientacja: Hetero 
Pochodzenie: Ameryka Północna, Nowy Jork
Głos: ReTo
Motto: Jeżeli upadniesz, popraw koronę i zapierdalaj dalej.
Aparycja: Wysoki chłopak mierzący jakieś 190 centymetrów wzrostu. Dumny posiadacz niedługich, miękkich, ciemnobrązowych włosów, które zawsze są schludnie ułożone. Posiada niesamowite oczy, które są czarne niczym węgiel. Często można zobaczyć w nich tańczące iskierki. Ogółem chłopak ma idealną umięśnioną i wysportowaną sylwetkę. Ma wstające obojczyki oraz łopatki na plecach, a jego kości policzkowe są dość widoczne. Gdy szeroko się uśmiechnie można zauważać dołeczki w policzkach.
Charakter: Brook to typ imprezowicza oraz żartownisia. Ma niesamowite poczucie humoru, często żartuje. Zazwyczaj właśnie tak pociesza kogoś, kto jest smutny. Nie jest zbytnio odpowiedzialny, ale w niektórych przypadkach stara się być poważny oraz odpowiedzialny. Zazwyczaj jest miły i przyjacielski, ale to nie znaczy, że nie wywinie jakiegoś numeru. Jest bardzo odważny, rzadko kiedyś kogoś lub czegoś się boi. Poznać chłopak jest uzależniony od szybkości i adrenaliny, ale nie wiadomo czy to prawda. Często myślą, że Brook jest po prostu debilem, ale ten kto tak pomyśli to się myli. Tak naprawdę to bardzo inteligentny i mądry chłopak. Tylko gra takiego głupka, nie wiadomo dlaczego. No dobra jest miły i w ogóle i pewnie myślicie, że nie potrafi być chamski.. No i znowu można się pomylić. Brooklyn jak każdy miewa dobre dni i te złe. W tych złych dniach naprawdę potrafi być wredny i chamski, nie radze go w tedy zaczepiać.
Partner: szuka
Rodzina: Siostra: Anastazja
Zainteresowania: fotografia, motoryzacja, moda, taniec, gotowanie, sport, siłownia, imprezy.
Inne: 
- tańczy schuffle i hip-hop
- ma telefon do robienia profesjonalnych zdjęć
- często można go spotkać na imprezach
- zawsze stylowo się ubiera
- lubi komuś wycinać numery
Kontakt: nacosiegapisz
Zazwyczaj w filmach ludzie budzą się pod wpływem blasku promieni słonecznych, przeciągają się leniwie i zwinnie podnoszą się na nogi. Tego samego nie można było powiedzieć o mnie, no bo halo, to nie jest żaden film tylko prawdziwe życie.
Budzik nękał mnie już od jakiegoś kwadransa, a ja nie potrafiłam skumulować w sobie na tyle energii, by chociażby unieść głowę. Jęknęłam niezadowolona i naciągnęłam poduszkę na głowę.
Ale stop. Który to dzisiaj jest...?
Zmusiłam się do wyciągnięcia ręki i chwycenia leżącego na stoliku telefonu. Półprzytomnym wzrokiem spojrzałam na wyświetlacz.
O cholera.
Wyskoczyłam z łóżka jak poparzona, następnie potykając się o własne nogi wpadłam do łazienki. Zrzuciłam z siebie zbędne ubrania i weszłam pod prysznic. Strumień wody spływał po moim ciele, pozostawiając po sobie przyjemne uczucie ciepła. Mimowolnie zamknęłam oczy i zachciałam ponownie znaleźć się w łóżku.
Ale nie mogłam. Dzisiaj całym zespołem mieliśmy jechać do studia i ustalić szczegóły wydania naszego pierwszego singla. Gdy zdobędzie dostateczną popularność, najprawdopodobniej pojawi się płyta.
Owinięta ręcznikiem poczłapałam z powrotem do sypialni. Otworzyłam szafę i założyłam bieliznę, następnie wysuszyłam i ułożyłam burzę moich fioletowych włosów tak, by wyglądały dość przyzwoicie.
Postanowiłam dzisiaj ubrać się w typowo rockowym stylu, w końcu trzeba pokazać, że traktujemy sprawę na poważnie tak samo, jak i styl wykonywanej przez nas muzyki.

Znalezione obrazy dla zapytania czarna bluzka z nadrukiem rockowa Znalezione obrazy dla zapytania czarne jeansy rockoweZnalezione obrazy dla zapytania buty z ćwiekami na słupkuZnalezione obrazy dla zapytania kurtka skórzana damska rockowaPodobny obrazZnalezione obrazy dla zapytania choker z ćwiekami
Włosy pozostawiłam swobodnie opadające na ramiona. Musiałam przyznać, że wręcz idealnie prezentowały się razem z typowo rockowymi ubraniami które właśnie miałam na sobie. Jeszcze przed wyjściem zarzuciłam na siebie skórzaną kurtkę oraz przewiesiłam przez ramię pokrowiec z gitarą. Wychodząc, zamknęłam drzwi mieszkania na klucz.
Skierowałam się w stronę pobliskiego przystanku autobusowego, po drodze zaciągając się elektrycznym papierosem o smaku arbuzowym. No tak... wypadałoby wyjaśnić, skąd to się wzięło.
Wtedy byłam jeszcze gimnazjalistką. Kruchą, wrażliwą, mimo tego dość lubianą przez pozostałe dziewczyny z klasy. Pewnego pochmurnego dnia, w szatni przed dodatkowymi zajęciami z wychowania fizycznego, moja kumpela poczęstowała mnie owym elektrycznym papierosem. Nie zaczęłam się dusić, a za to bardzo mi się spodobało. Do dzisiaj wystarczają mi smakowe papierosy elektryczne, zamiast tych szkodzących środowisku z tytoniem. Oczywiście, większość ludzi nie rozumie mojego zachowania. Jak palić to palić, tak?
A no właśnie, że nie.
Już po chwili autobus podjechał na przystanek, więc zmuszona byłam wcisnąć e-papierosa do kieszeni obcisłych biodrówek, które podkreślały moje długie, szczupłe nogi. Zapłaciłam za bilet i zajęłam miejsce na samym końcu pojazdu.

*   *   *

Wysiadłam na przystanku zaraz przed studiem. Rozejrzałam się na pasach, czy nic nie jedzie, i właśnie w tej samej chwili coś, lub raczej ktoś na mnie wpadł tak, że omal nie wylądowałam z tyłkiem na chodniku.

No to... kto mnie potrącił? x3
Co prawda kostka nadal mnie bolała, a zwłaszcza przy wciskaniu sprzęgła, aby zmienić bieg ale nie dawałem tego po sobie poznać. Stanąłem na podjeździe przed jej domem, zaciągnąłem ręczny i spuściłem nogę z hamulca.
- Dziękuję. - powiedziała i spojrzała na mnie.
- Drobiazg. Jak się teraz czujesz? Na pewno nie chcesz, żebym zawiózł cię do lekarza czy coś? - spytałem dla pewności.
Właściwie to nie chciałbym żeby coś jej się stało i to tak jakby przeze mnie, bo zostawiłem ją w takim stanie bez pomocy lekarza. Nie chcę mieć nikogo na sumieniu, a tym bardziej jej...

Rose?
- Dobrze. -westchnęłam.
Wyciągnęłam telefon z kieszeni i napisałam wiadomość do Jacksona, że wracam do domu, aby nie martwił się, że mnie nie ma, jak skończy się mecz. Spojrzałam na Maxa.
- Możemy iść.
Wyszliśmy ze stadionu. Chłopak poprowadził nas do swojego samochodu i aż zatkało mnie na widok tego auta. Max zauważył to.
- Podoba Ci się? -spytał posyłając mi usmiech i otwierając przedemną drzwi.
- Tak. -na prawdę mi się podobał.
Wyglądał na drogie autko, ale piłkarze nie zarabiają groszy, a już na pewno, nie ci najlepsi.
Max zaśmiał się i zamknął za mną drzwi, po czym poszedł na swoje miejsce. Odpalił silnik, spuścił sprzęgło, delikatnie wcisnął gaz i zmienił bieg, a pojazd jakby zamruczał. Bardzo mi się to podobało, ale starałam się tego zbytnio nie okazywać. Wyjechaliśmy z parkingu.
- To gdzie jedziemy? -spytał po chwili.
- Al. Czarnego Bzu, 107.
- Mmm, tam jeszcze nie byłem, ale nazwa mi się podoba. -usmiechnął się.
Po kilku minutach podjechaliśmy na podjazd.
Max?
Przyjrzałem jej się uważnie, jednak po chwili ponownie przerzuciłem wzrok na boisko. Domyślałem się, że nie jest wszystko ok bo dobrze widziałem, że wyraźnie zbladła. Jednak nie chciałem na nią naciskać, widocznie miała powód, aby mi nie mówić. Jednym z nich jest pewnie ten, że praktycznie w ogóle się nie znamy.
- Jadnak nie czuję się najlepiej... przepraszam, muszę wrócić do domu. - powiedziała dość słabym tonem i wstała, a jednak.
- Odwiozę Cię. - również wstałem. 
- A twoja kostka? - westchnęła.
- Już nie boli, dam radę. - machnąłem lekko ręką. - Jeszcze zasłabniesz gdzieś po drodze i co będzie... - stwierdziłem nie wiedząc co jej jest.

Rose?

Od Rose c.d Max

||
Skrzywiłam się.
- Masz prawdopodobnie złamaną kostkę, to że nie wyszedłeś grać, nie oznacza, że jesteś.. jak to określiłeś, ciotą.. Powiedziałabym, że jesteś głupi myśląc, że oszczędzając sobie klopotów w przysłości postępujesz jak "ciota".
Max przymróżył oczy.
- Bardzo to mądre, co powiedziałaś. -uśmiechnął się ciepło.
Poczułam jak moje serce przyspiesza na te słowa i gest z jego strony, więc odwzjemniłam tylko uśmiech i szybko odwróciłam wzrok.
Mecz trwał ledwie 3 minuty, a już drużyna Maxa prowadziła 1:0. Rozglądałam się po boisku w poszukiwaniu brata. Biegł w kierunku bramki przeciwnika. Po drugiej stronie był Alex, właśnie odebrał piłkę jakiemuś piłkarzowi i ruszył z nią do Jacka. Podał mu w ostatniej chwili, Jack wyciągnął nogę do przodu, oddając strzał. Celny strzał, którym wyrównał wynik. Podskoczyłam z radości i zaczęłam bić brawo. W tym momęcie byłam taka dumna z brata. Ludzie wokół, Ci z barwami drużyny Jacksona, również byli bardzo zadowoleni, wykrzykiwali imię mojego starszego brata. Nagle, poczułam ból w klatce piersiowej. Z chwilą, co raz bardziej się nasilał. Serce. Położyłam dłoń na lewej piersi i usiadłam. Na chwilę wstrzymałam oddech, po czym powoli wypuściłam powietrze. Zrobiłam tak kilka razy, aż ból zelżał.
- Wszystko w porządku? -spytał nagle Max.
Pokiwałam twierdząco głową. Co prawda nie było w porządku, ale lepiej niż przed chwilą.
Max?

Siedziałem w szatni dość długo, czekając aż leki zaczną działać. Schłodziłem sobie jeszcze kostkę specjalnym psikadłem, zawsze zapomnę jak to się nazywa. No ale połączenie tych dwóch rzeczy dało całkiem niezły efekt i mogłem bez łez w oczach kuśtykać. Miałem w planach iść grać jednak w porę zdałem sobie sprawę z tego, że jednak nie dam rady i poszedłem na trybuny. Zobaczyłem tam Rose, więc podszedłem do niej. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła lekko.
- Nie dałem rady spiąć się na tyle, żeby iść tam grać. - westchnąłem siadając. - Cóż, czasem odzywa się we mnie "ciota" - zaśmiałem się cicho.

Rose?

Odprowadziłam Maxa wzrokiem, po czym wróciłam do drużyny Jacksona. Za 10 minut mieli wyjść na rozgrzewkę. Mój brat już zaczął się przygotowywać. Na szczęcie nie było w pobliżu Alexa (jego najlepszego przyjaciela). Podeszłam do brata i podałam mu butelkę wody, która leżała niedaleko niego.
- Dzięki, ale na razie nie potrzebuję.
- Pij. -powiedziałam stanowczo.
Uniósł brwi i wziął butelkę, odkręcił, wypił kilka łyków.
- Czemu Ty w ogóle zadajesz się z tym debilem? On jest.. kompletnie nie odpowiedzialny, dziecinny.. i czasem zachowuje się jak totalny pa*ant.
- O kim prawisz takie miłe komplementy, skarbie? -zadrżałam gdy usłyszałam jego głos.
- O Tobie.
Na chwilę go zatkało, a po tym.. no cóż.. wkurzył się. Zaczał przeklinać i wyzywać przeciwną drużynę, a najbardziej Maksa.
- Po czyjej jesteś stronie Rose? -spytał na koniec.
Spojrzałam zdumiona na brata, który tylko odwzajemnił moje spojrzenie.
- Stronie? Alex, to zwyczajny mecz, nie walczycie tu o puchar świata!
- Po której jesteś stronie? -powtórzył pytanie.
- Na pewno nie po Twojej. -odwróciłam się na pięcie i ruszyłam na trybuny. Usiadłam pomiędzy jedną drużyną, a drugą. I nawet nie spojrzałam w stronę tej, którą reprezentował mój brat.
Maks?

Przecież nie mogłem jej pokazać, że kontuzja potrafi mnie pokonać. Wiedziałem, że nie dam rady stanąć normalnie, dlatego jedynie delikatnie położyłem stopę na ziemi ale nie opierałem się o nią. Położyłem ręce na biodrach, spojrzałem w dół i przegryzłem wargę. Wtedy przyszedł trener.
- Co tu się dzieje? - spytał.
- Alex chyba złamał Maxowi kostkę. - powiedział Matt.
- Co?! Zostawić was samych na chwilę nie można! -krzyknął. - Jeśli on nie będzie chodził do następnego meczu, kurwa wywalę Cię na zbity pysk! - warknął na chłopaka, który nic sobie z tego nie robił.
Trochę denerwowało mnie, że zaczęli się nade mną tak bardzo rozczulać, czułem się jak dziecko.
- Dajcie mi spokój. - westchnąłem kiedy trener zaczął na mnie krzyczeć że tak łatwo się dałem.
Minąłem ich wszystkich i zaciskając zęby ruszyłem w kierunku szatni, starając się kłaść jak najmniejszy nacisk na kostkę. Musiałem wziąć parę tabletek, powinny trochę pomóc.

Rose?

Podeszłam do brata.
- Moim zdaniem, nie wygląda to najlepiej, ale chyba da sobie radę. -wzrószyłam ramionami.
- Oby..
- Rose, co Ty wyprawiasz? Bratasz się z wrogiem? -podszedł do nas Alex, wyraźnie niezadowolony.
- Nie rozumiem, o co Ci chodzi. -pokręciłam głową.
- O to, że gra w przeciwnej drużynie, jest wrogiem. I w dodatku cały czas się na Ciebue gapi. -Odwróciłam się i spojrzałam w stronę Maksa. Stał z kolegami, ale tyłem do mnie, ck ten Alex znowu wymyśla.- Mogłeś go lepiej załatwić Jack. -gwałtownie odwróciłam się w ich stronę.
- Żartujesz sobie?! Chciałbyś, aby Jacki był zawieszony, i żeby Maks był bardziej poszkodowany?
- Maks.. hmm ciekawe. Już jesteście na "ty"? Za*ebiscie, znów to robi. -Alex zacisnął szczęke.
- Robi, co? -podążyłam za spojrzeniem Alexa i trafiłam na Maksa. Rzwczywiście, patrzył w naszą stronę, i co w tym takiego? Nagle uśmiechnął się, a ja poczułam jak robie się czerwona.
- Nie no.. zabiję go. -wycedził chłopak przez zaciśnięte zęby i szybkim krokiem ruszył w stronę przeciwnej drużyny.. na Maksa. Kiedy zbliżył się do niego, niby potknął się i kopnął chłopaka w kostkę. Oboje upadli. Maks złapał się,trochę powyżej kostki i skulił się z bólu. Ja, Jacki i kilka innych chłopaków podbieglismy do leżących. Dotarłam tam chwilę po bracie, bo nie mogłam zbyt się wysilać. Maks leżał na trawie, wciąż zwijajac się z bólu, a Alex stał z boku i przygladał się całej sytuacji ze złośliwym usmieszkiem. Wiedziałam, że zrobił to specjalnie. Ale dlaczego? Co takiego zrobił mu Maks? Podeszłam bliżej poszkodowanego. Ratownicy medyczni pomagali mu usiąść, w jego oczach zobaczyłam łzy. Aż samej zachciało mi się płakać. Ukucnęłam przy nim.
- Może być złamana.. -stwierdził cicho jeden z ratowników.
- Zadzwonię po karetkę. -powiedzialam i sięgnęłam po telefon.
- Nie.. nie trzeba. -odezwał się piłkarz.
- Ale.. -zaczęłam.
- Dam radę. -Maks próbował wstać, a mężczyźni tylko pokręcili głowami i mu pomogli.

  1. Maks?

Westchnąłem ciężko i przyłożyłem lód do kostki.
- Nie musisz go bronić, rozumiem. - powiedziałem.
- Mocno Cię boli? - lekko się skrzywiła.
- Trochę, ale da się wytrzymać. - stwierdziłem i wzruszyłem lekko ramionami. - Nie z takimi urazami się biegało. -uśmiechnąłem się lekko.
- Jestem Rose. - podała mi dłoń.
- Max. - odwzajemniłem gest.
Nagle dziewczyna spojrzała w stronę ławek, również tam spojrzałem i zobaczyłem jak woła ją jej brat.
- Przepraszam... - westchnęła.
Skinąłem jedynie głową. Chłopak głośno mówił, dzięki czemu dobrze go tu słyszałem.
- I co, nic mu nie jest? - spytał.
Westchnąłem lekko, powoli wstałem i nadal lekko kuśtykając podszedłem do ławki i usiadłem na brzegu, aby napić się wody.

Rose?

Po minie Jacksona i wściekłości w jego oczach, wiedziałam, że to się nie skończy najlepiej. Podeszłam, więc do chłopaków i próbowałam uspokoić brata. Na darmo. Popchnął jednego z chłopaków, zbyt mocno. Jego koleka mu pomógł wstać, a Jackson jakby oprzytomniał i zaczął go przepraszać. Czemu ten chłopak robi coś za nim pomyśli? Oczywiście skarciłam go za to, i przypomniałam, że to może skończyć się nieprzyjemnymi konsekwencjami. Westchnął tylko i przeczesał włosy.
- Ech.. wiem. Przepraszam, muszę nad tym popracować.
- Owszem, musisz. -odwróciłam się i podeszłam do chłopaka, który trzymał się za nogę. Niefortunny wypadek, spowodowany przez mojego brata..
- Cześć, to coś poważnego? - usiadłam obok niego. Nie odpowiedział.
- Przepraszam za Jacksona.. on często przejmuje się błachostkami. Wiem, że nie chciał zrobić Ci krzywdy, działał pod wpływem emocji.. -zaczęłam bronić brata.
Maks?

Spojrzałem lekko zaskoczony na dziewczynę,  tak jak inni. Nagle chłopacy wybuchnęli śmiechem, ona również zaczęła się śmiać i zasłoniła oczy dłonią, uśmiechając się cała czerwona.
- Fajne spodenki, pasują ci do oczu. -powiedział Matt.
- Barwy dzisiejszych przegranych kolegów. -dodał Alex i ponownie zaczęli się śmiać.
- Przepraszam was, pomyliłam drzwi. -uśmiechnęła się lekko i szybko wyszła.
- Aż zazdroszczę jej widoków. - zaśmiał się Tomy.
Po około 10 minutach wyszliśmy z szatni i ruszyliśmy od razu na murawę jako że nie był to jakoś bardzo poważny mecz, było bardzo mało ludzi na trybunach. Był to mecz towarzyski, w sumie o nic.
- Fajną masz siostrę Jack. - powiedział Tomy i uśmiechnął się do dziewczyny, która stała niedaleko, pomachał jej.
Jackson się wkurzył i zaczęli na siebie warczeć, stanąłem pomiędzy nimi aby się nie pobili.
- Wyluzuj Jack, nie miał nic złego na myśli. Nie mówił tego złośliwie. - stwierdziłem.
Podeszła do nas siostra chłopaka.
- Jackson przecież nic się nie stało. - powiedziała spokojnie.
- Nie wtrącaj się debilu! - fuknął na mnie i popchnął z całej siły a jako że nie byłem na to gotowy upadłem i coś chrupnęło mi w kostce. Syknąłem z bólu.
- Sorka, nie chciałem tak mocno. Jezu chyba nie złamałem ci nogi? - pochylił się nade mną.
- Lepiej go już zostaw deklu. - lekko odsunął go ode mnie Matt i pomógł mi wstać.
Nie mogłem jednak stanąć na tej nodze.
- Przepraszam... - powtórzył.
- Nic się nie stało, daj spokój, nie przejmuj się. - machnąłem ręką i ponownie usiadłem.
Chłopacy pomogli mi rozmasować kostkę. Bolało jak cholera, ale trochę pomogło. Otarłem wilgotne oczy od łez, którym nie pozwoliłem wypłynąć koszulką i odethnąłem.

Rose?

Spojrzałam na zegar wiszący w kuchni, dochodziła 19. Miałam jeszcze sporo czasu do meczu Jacksona. Podeszłam do kuchennej wyspy i wyjęłam z szafki pudełko z karmą dla psów. Sięgnęłam po miski Gyeomka i Sany, po czym napełniłam je chrupkami. Pupile od razu zjawiły się pod moimi nogami, i zaczęły merdać radośnie ogonami. Postawiłam naczynia na podłodze i pogłaskałam oba zwierzaki, po czym skierowałam się do łazienki, aby wziąć prysznic. Po drodze, zaszłam do sypialni i wzięłam czysty ręcznik, oraz koszulkę, bluzę i ciemne rurki.
Ledwie weszłam pod prysznic, gdy nagle zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na ekran, wyświetlało się zdjęcie mojego brata, oraz numer i komentarz "Jackson ♡". Odebrałam.
"- Hej sister, słuuuchaj.. wyszłaś już z domu?"
- Nie, właśnie zamierzałam wziąć prysznic.
"- Ołł, eem.. aaa.."
- Wysłów się wreszcie.
"- Zapomniałem spodenek, mogłabyś.. mi je przywieść?"
Westchnęłam cicho.
- Jasne, za 30 minut będę.
"- Dzięki sister, będę czekał w szatni. Nie pukaj, tylko wchodź od razu. Będę sam."
- Dobra, pa.
Rozłączyłam się i wróciłam pod prysznic. Szybko się umyłam, przebrałam, zrobiłam delikatny makijaż i poszłam do sypialni Jacksona po spodenki. Pożegnałam się z psiakami i zadzwoniłam po taksówkę.
Kilka minut później, byłam już pod stadionem, weszłam oczywiście bocznym wejściem, pokazałam ochroniarzowi plakietkę i ruszyłam długim korytarzem, trzymając w dłoni, złożone spodenki brata. Skręciłam w prawo i zobaczyłam dwie paet drzwi. Jackson kazał wchodzić od razu, tak też zrobiłam. Otworzyłam pierwsze drzwi i weszłam do srodka. W pomieszczeniu unosiła się para wodna, zapewne pozostali zawodnicy brali kompiel. Zrobiłam kilka kroków w przód i usłyszałam głos dwóch chłopaków. Nie rozpoznałam w nich głosu Jacksona. Po chwili mgiełka opadła, a ja zobaczyłam trzech dobrze zbudowanych mężczyzn. Też mnie zobaczyli. Zmierzyłam ich wzrokiem i zorientowałam się, że są w samej bieliźnie. Poczułam jak robię się czerwona na twarzy.
Maks?

Godność: Rosalia Wang, Rose
Wiek: 19 lat
Płeć: Kobieta
Orientacja: Hetero
Pochodzenie: Seoul, Korea Południowa
Głos: Twice, Tzuyu
Motto: "Kto nie dotrze do fal, nie popłynie na ich grzbiecie"
Aparycja: Rose jest szczupła i wysoka. Nie odziedziczyła po matce pokaźnego biustu, czy też szerszych bioder. Ma ciemne włosy, sięgające za łopatki. Jej oczy są duże, brązowe i często zakryte przez wachlarz rzęs, nos lekko zadarty, a wargi pełne.
Charakter: Uparta dziewczyna. Stara się żyć jak najlepiej, a jednak los nie zawsze na to pozwala, stawiając pewne przeszkody, które nie zawsze jest w stanie pokonać. Jest troskliwa i czasem zbyt nadopiekuńcza. Rose jest też wrażliwa, płacze za każdym razem kiedy ktoś umiera (w filmie, książce), nienawidzi okrucieństwa wobec słabszych ludzi i innych zwierząt.
Partner: Ze względu na swoją chorobę, odpycha od siebie chłopców. 
Rodzina: 
* Maryse Wang - matka
* Jason - ojciec
* Jackson Wang - starszy brat
Pojazd: brak
Zainteresowania: Rose interesuje się muzyką, jej ulubionym gatunkiem muzycznym jest k-pop. W wolnym czasie zajmuje się ogródkiem, gdzie ,w lato, często śpi pod gołym niebem wraz z bratem, ponieważ uwielbiają patrzeć na gwiazdy na niebie. Od kiedy dowiedziała się o chorobie, nie uprawia żadnych sportów, kiedyś kochała pływać, była nawet w drużynie pływarskiej i zdobyła kilka medali i złoty puchar. Brała udział w wielu zawodach sportowych, teraz większy wysiłek jest dla niej śmiertelnym zagrożeniem.
Inne: 
*wegetarianka
*ma tatuaż na ramieniu
*kocha czytać
*nie je żelek
*nie nosi futer, skór naturalnych
*uwielbia patrzeć w gwiazdy
*marzy, aby kiedyś polecieć w kosmos
Kontakt: Tuan93
Zwierze: Yugyeom
Sana