Poprzedniego wieczoru jak zwykle siedziałem do późna, najpierw nad
wierszem, a potem nad książkami. Pisałem nową książkę, a kiedy
nachodziła mnie wena, musiałem pisać. Niezależnie od pory dnia, czy
nocy, proza była dla mnie jedną z jeśli nie najważniejszą rzeczą. Proza
pozwalała wyrazić co się czuje, przekazać to światu we własny sposób. W
pisaniu jest bezkresna. Ograniczyć cię może tylko wyobraźnia i niechęć
wyrażania uczuć. Lub zamknięcie przed nimi swojego serca. Ale, być może
jest pewien paradoks - najczęściej właśnie do serc takich ludzi
najłatwiej można dotrzeć pięknymi dźwiękami i słowami płynącymi z głębi
nas. I właśnie za to, tak bardzo ją kocham. Niestety, na moje
nieszczęście pisarska wena nachodzi mnie niemal zawsze późną porą. A
kiedy przyjdzie, chcę ją jak najlepiej wykorzystać. Co wiąże się
bezpośrednio ze spędzeniem wielu godzin nad papierem i zatraceniem
poczucia czasu. Co z kolei skutkowało niedoborem snu... który jest chyba
moim najgorszym wrogiem. Następnego poranka budzik z telefonu jak
zwykle zakończył swój żywot na ziemi, a ja sam nie zdobyłem się na
wydostanie spod ciepłej ostoi śpiwora i zmierzenia się z całym światem.
Po kolejnych mijających minutach, z wymiaru marzeń sennych, w niezwykle
brutalny i niegodziwy sposób wyrwał mnie mój przyjaciel... Dark i Diana
domagali się swojego porannego spaceru ze mną, więc Dark szturchał mnie swoim nosem, a Diana lizała.
- No, już, już... - mruknąłem, kiedy w końcu udało mi się pozbyć
napastnika, który teraz z miną triumfatora siedział na ziemi i wpatrywał
się we mnie w niecierpliwością. Mój wzrok zaś padł na, leżący nadal na
ziemi, telefon. W pierwszej chwili niespecjalnie mnie to przejęło... w
następnej jednak wstałem gwałtownie z łóżka i pobiegłem do jeziora, po
drodze dwukrotnie potykając się o Dianę. Niczym błyskawica
ubrałem się i doprowadziłam swoje niesforne włosy do jako takiego
stanu... Nie mając czasu na śniadanie, zacząłem ogarniać pokój, po czym ubrałem psy. W tempie co najmniej ekspresowym to zrobiłem i poszedłem z nimi na spacer., by wrócić do pokoju, zostawiłem ich rzeczy w
kącie,a im kazałem pilnować pokoju.. Natomiast ja pobiegłem do restauracji,
gdzie miałem się spotkać z siorą. Jeśli będę mieć szczęście może zdążę
na czas... Czemu ja zawsze muszę zaspać? Czego bym nie zrobił, jak
bardzo bym nie chciał się pozbyć tego przeklętego wręcz nawyku... nic to
nie daje. Pogrążony w zamyśleniu, biegnąc przed siebie, nie zauważyłem
stojącej tam postaci. Oczywiście w związku z powyższym, doszło do dość
dynamicznego spotkania... z impetem wpadłem na ową osobę, odbijając się
od niej, niczym piłka. Myślałem, że wyląduję na ziemi, i mentalnie
przygotowałem się na ból tego miejsca, gdzie nasze plecy tracą swą
szlachetną nazwę. Nic takiego jednak się nie stało, gdyż mi się udało zachować równowagę, o dziwo ! Zamiast tego, natychmiast delikatne złapałem za
ramiona i pomogłem zachować równowagę drugiej osobie, na którą wpadłem. - Najmocniej przepraszam... nie
zauważyłem... - zacząłem się szybko tłumaczyć, unosząc równocześnie
głowę i patrząc na tego kogo wpadłem. Była to kobieta... a właściwie
chyba dziewczyna, bo musiała być ode mnie nieco młodsza... miała jasną cerę i
włosy, niemal jasny brąz, ale to chyba przez światło. Patrzyła na
mnie... o dziwo nie ze złością, czy frustracją, a po prostu
zaskoczeniem. Po chwili puściłem jej ramiona i wyglądała, jakby chciał coś
powiedzieć, jednak ja, jak zwykle potrafiący"doskonale" reagować w
takich sytuacjach, pochyliłem głowę i powiedziałam. - Nie zauważyłem
cię. Bardzo, bardzo mi przykro i najmocniej przepraszam. - powtórzyłem,
następnie wyminąłem ją, nie mogąc pozwolić sobie na luksus rozmowy z
nieznajomą. Czekała mnie bowiem konfrontacja z moją siostrą, która na
moje nieszczęście nie tolerowała zbytnio spóźnień albo się czuła
nieswojo w obcym otoczeniu, a dopiero przyjechała.
***
Kiedy wybrzmiał ostatni tego dnia dźwięk koszmarnego oprowadzania Nerai
odetchnąłem z ulgą. Spakowałem swoje rzeczy i wyszedłem z parku jako
jeden z ostatnich. Przechodziłem chodnikiem kiedy w oddali ujrzałem
sylwetkę tego, na którego wpadłem rano. Najwyraźniej prawdą jest, że
ludzie instynktownie wyczuwają na sobie czyjś wzrok, ponieważ podniósł
głowę i spojrzał prosto na mnie. W pierwszym odruchu chciałem odwrócić
się i pobiec w przeciwnym kierunku. Byłoby to jednak bardzo niegrzeczne z
mojej strony. Skinąłem głową i uśmiechnąłem się delikatnie. Chciałem
podejść, jednakże w tym momencie do kobiety podszedł jakiś mężczyzna. Westchnąłem i ruszyłem do swojego pokoju. Po drodze
wpadłem na pewien pomysł - cały czas obawiałem się, że może mieć mi za
złe poranny... wypadek. Powinienem jeszcze raz ją przeprosić, ale tym
razem zrobię to jak należy. Dam mu jakiś prezent... tylko co? Nie znam
go, nie wiem co by sprawiło mu radość. Na takich rozmyślaniach minęła mi
większa część popołudnia. W końcu znalazłem rozwiązanie. Uśmiechnąłem
się do siebie. To powinno być w sam raz.
***
Późnym popołudniem, kiedy słońce powoli kierowało się w stronę
horyzontu, barwiąc błękitne dotychczas niebo na odcienie pomarańczu,
różu i fioletu. Szedłem ścieżką, poprzez jedną z części szkolnego
ogrodu, rozglądając się uważnie, iż najwyższą ostrożnością niosąc w
dłoniach małe pudełko. W środku znajdowały się upieczone przeze mnie
ciasteczka. Liczyłem, że to odpowiedni sposób na przeprosiny, gdyż nie
za bardzo wiedziałem jak to zrobić... O ile uda mi się je zrealizować,
gdyż nigdzie nie widziałem tej brunetki. Kiedy już zaczynałem
tracić nadzieję na to, że uda mi się ją znaleźć, zauważyłem ją,
stojącą pod jednym z drzew. Powoli, uważając na cenną paczuszkę,
podszedłem do niej. Zauważyła mnie, gdy znalazłem się kilka metrów od
niej. Spojrzała na mnie i tym razem, nie wydawała się zaskoczona, wręcz
wyglądała jakby mnie pamiętała... chociaż trudno było nie zapamiętać
kogoś, kto wpadł na ciebie z wielkim hukiem, na środku pustego chodnika.
Uśmiechnąłem się delikatnie i stanąłem przed nią.
- Ja... Ja chciałem jeszcze raz cię przeprosić. Bardzo się spieszyłem i
rano nie zrobiłem tego jak należy... I to wszystko było też moją winą,
zamyśliłem się i nie patrzyłem dokąd biegnę... tak więc chciałbym żebyś
przyjęła moje najszczersze przeprosiny... i ten drobny prezent. -
powiedziałem, unikając jej uważnego, acz spokojnego spojrzenia.
Schyliłem się i wyciągnąłem dłonie, w których trzymałem przewiązane
wstążką pudełko. Dziewczyna była onieśmielona, a co ja mam powiedzieć?!
Jednak moja duma nakazywała mi ją przeprosić, a nie wymyśliłem nic
innego prócz tego sposobu. Ojciec tak zawsze robił …